wtorek, 29 grudnia 2009

USA 2009: Wyróżnienia



Miejsce specjalne: De La Soul
Are You In?: Nike+ Original Run
Nike, Inc.









"Album do biegania" - brzmi ciekawie. Za takie coś postanowili się zabrać członkowie grupy De La Soul i chyba im się udało. Sam nie biegam, o magiczne efekty i właściwości musiałbym się zapytać kogoś regularnie wstającego rano i robiącego mały trip po okolicy, ale śmiem twierdzić, że jest dobrze. Pos, Maseo i Dave przyzwyczaili wszystkich do wysokiego poziomu swoich nagrań zapraszając tym razem do pomocy m.in. Raheema DeVaughna i Flosstradamusa. Wszystko jest przemyślane, na kapitalnym koncepcie "zwiększania tempa" i na zgoła innej produkcji niż zazwyczaj. Run!


DOOM
Born Like This
Lex









Już bez przedrostka "MF", DOOM postanowił uraczyć nas swoim kolejnym projektem. Znowu mu się udało dostarczyć pozytywnych wrażeń. Początkowo płyta nie przypadła mi do gustu, ale z czasem wszystko zaczęło się krystalizować. Jak zwykle muzycznie na wysokim poziomie (wśród producentów znalazł się nawet... Thom Yorke z Radiohead), ale do nawijki Daniela trzeba się przyzwyczaić. Multum sampli i ciekawy patent z Bukowskim. Zastanawiam się też dlaczego po raz kolejny został wykorzystany "Lightworks" Dilli... Brak pomysłów? Nie zmienia to jednak faktu, że Born Like This jest konkretnym materiałem. Krótkie, ale najważniejsze, że cholernie dobrym.


Dynas
The Apartment
BBE









J Dilla, DJ Spinna, M-Phazes, Khrysis, Illmind, Jazzy Jeff i Slick Rick. Takie postacie na jednej płycie?! Line-up piękny, ale u kogoś, kogo zupełnie wcześniej nie znałem. Przyznaję, o Dynasie, raperze z Miami, wcześniej chyba w ogóle nie słyszałem. Na The Apartment ujął mnie przede wszystkim swoją prostotą. Niby nie daje nic odkrywczego, ale urzeka swoim podejściem. Na minus zaliczam występ Rickiego - po tym to zawsze spodziewam się rzecz największych. Tu ograniczył się tylko do "przyzwoitości". Fajna płyta, ale na góra dwa-trzy razy.


Eminem
Relapse
Aftermath









Nigdy nie mogłem się przekonać do Eminema i prawdę mówiąc, gdyby nie jego renoma to nie sprawdziłbym tej płyty. Z perspektywy czasu bym żałował, gdybym nie usłyszał "Bagpipes from Baghdad", Same Song & Dance", "Stay Wide Awake" i "Beautiful". Dochodzą do tego jeszcze kapitalne refreny, jedne z najlepszych jakie było mi kiedykolwiek dane usłyszeć. Żeby nie było tak różowo, to za największy mankament uważam Dre. Wszystko co od niego samodzielnie wyszło na Relapse jest tak oklepane (zwłaszcza przez niego samego), że robi się to nużące. Zaczynam mieć obawy o Detox. No i po co po raz kolejny pojawiają się zaczepki w stronę matki? Nudne to powoli się robi, ale w ogólnym rozrachunku najnowszy album rapera z Detroit trzeba pochwalić.


Kero One
Early Believers
Plug Label









Późno zabrałem się za Early Believers, raptem kilka dni temu, ale Kero One dostarczył mi niesamowitych, pozytywnych wrażeń. Taką współczesną muzykę lubię - czerpiącą dużo z klasyki, jak i dającą coś nowego. Brzmienie jest bliskie ideałowi, można przytoczyć prawie całą tracklistę. Gorzej jest natomiast z rapem. Z nim jest tak samo jak u nas z Zeusem. Czuć zajawkę, ale to nie wszystko. A nie, sorry, Kero flow ma lepsze.


Kid Cudi
Man on the Moon: The End of Day
GOOD Music









Jeden z najbardziej wyczekiwanych debiutów roku raczej nie zawiódł. Pisze "raczej", bo z czasem płyta mi się po prostu nudzi. Wszystko jest oparte na zajebistym koncepcie z Commomen w roli głównej, ale po czasie jest z tym tak samo jak ze skitami - wypadałoby wcisnąć "skip". Muzycznie też jest coraz mniej ciekawie (choć "Alive" jest jednym z moich ulubionych numerów roku), ale na szczęście jest jeszcze Kid Cudi. To raper z Cleveland świeci najjaśniej. Dobrze rapuje, świetnie śpiewa, ma przemyślane teksty. Rapersko lepsza "wersja" jego mentora - Kanye Westa. Tylko żeby nie kończył kariery... Fifty nie dotrzymał słowa, mam nadzieję, że reprezentant Cleveland też jest niesłowny.


La Coka Nostra
A Brand You Can Trust
Uncle Howie Records









Mam wrażenie, że album jest wychwalany pod niebiosa tylko w Polsce. Pojawiły się nawet głosy, że jest to album wszech czasów. Teoria mocno naciągana, żeby nie powiedzieć, że śmieszna, ale nie można stwierdzić, że jest to słaba produkcja. Jest dobrze, momentami nawet bardzo dobrze, tyle tylko, że tematyka może być dla niektórych "za trudna", podobnie jak i poglądy członków LCN. Muzycznie bardziej odnajdą się tutaj fani innych brzmień niż ortodoksyjni hip-hopowcy. Pojedynek między dwoma supergrupami w tym roku wygrywa jednak Slaughterhouse.


M.O.P.
Foundation
E1









Jeśli M.O.P. wydają coś nowego to od razu wiadomo co to będzie. I to dostałem. Dobry hardcorowy materiał od starych wyjadaczy z Bronsville. Odpowiednio dobrane beaty od Statika Selektah, Premiera, M-Phazesa i DR Perioda w połączeniu z wybuchowym i krzykliwym rapem Lil Fame'a i Danze'a przenoszą nas 15 lat wstecz. I'm a Bronsvillian dude.


O.C. & A.G.
Oasis
Nature Sounds









Kolejny duet weteranów postanawia nagrać płytę. I chyba ludziom z D.I.T.C. wyszło najlepiej z wszystkich. Bo i beaty są równe, i tekstowo wszystko jest jak należy, zwłaszcza u Omara. Dobry album, nic ponadto. Też nie masz przypadkiem wrażenia, że pierwsza wersja okładki jest dużo lepsza?



People Under the Stairs
Carried Away
Om Hip Hop









People Under the Stairs są jedną z nielicznych ekip, na których polegać można zawsze. Znowu nie zmienili ani trochę podejścia do tworzenia muzyki i znowu wyszło im świetnie. "Trippin' at the Disco" czy "Letter From the Old School" są jednym z najciekawszy i zarazem najlepszych numerów roku. Klasa sama w sobie Thes One i Double K. Byliście blisko tych najlepszych. Świetny krążek, polecam na Sylwestra. Mnóstwo funku, dużo disco, ohoho. Będzie się działo.


Slaughterhouse
Slaughterhouse
E1









Lubię wkurwiać jednego osobnika niepochlebnie mówiąc odnośnie Slaughterhouse, szczególnie gdy padają stwierdzenia o autorze Street Hop. Wiesz, że żartuję ziom. Self-titled rzeźników jest świetnym hip-hopowym albumem. Dobrze wyprodukowany (Focus, The Alchemist, DJ Khalil, StreetRunner, Emile) z życiowymi zwrotkami od Joella Ortiza i Crooked I'a. Mnie zawiódł ten, na którego liczyłem najbardziej, czyli Budden. Rapuje dobrze (ale "sztywniej" niż na innych tegorocznych projektach). W ramach pocieszenia dla pewnej osoby powiem w końcu prawdę: najlepszy tutaj jest Royce Da 5'9". Weteran pokazuje młodszym stażem miejsce w szeregu. Bo jak to mówi on sam na początku "Cut You Loose" : "Hello hip-hop, goodbye music". I niech tak zostanie. Album o wiele lepszy niż mocno przehajpowana La Coka Nostra.

5 komentarzy:

  1. Moja trójka z wyróżnionych:

    1.OC&AG
    2. KId Cudi
    3. EM

    OdpowiedzUsuń
  2. ej, ja sie wcale nie wkurwiam tym ze nie masz racji :) ... kto idzie na Slaughterhouse do Fresha??

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli Eminem poza TOP 10... Dla mnie to on zawsze będzie przed wszytskimi, mimo, że było kilka lepszych albumów od "Relapse". Kocham go od 2002 i chyba t się nie zmieni.

    Ale nie rozumiem, co jest takiego zajebistego w Slaughterhouse?! Średni album i tyle dla mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. @Revo:
    Wiem Revo, ale wiesz - musiałem to napisać :D

    PS.
    Street Hop to... ;)

    @emdozet:
    Co jest zajebistego w rzeźni? Rap przede wszystkim. Na dobrych beatach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Em nagrał średni album według mnie, poza paroma kawałkami nie ma tam nic specjalnego. Cała reszta jest zgodna z moim odczuciami :)

    OdpowiedzUsuń