czwartek, 25 lutego 2010

Kim atakuje funkiem (jazzem).


Podejrzewam, że mało kto z czytelników kojarzy taki duet jak Ćmy, więc na wstępie napisze parę słów o tej dwójce. Ów tandem to Milton Waukee oraz Jorge Saxon. Pierwszy jest producentem oraz instrumentalistą, drugi natomiast DJ'em. Co ciekawe pan Waukee to nikt inny jak... Yaro. Tak, ten koleś, który w 97-98 (pisze z pamięci, nie chcę googlać, na koniec notki sprawdzę czy Bilobil mi potrzebny) wypuścił singiel "Rowery Dwa". Jeśli ktoś po tej informacji, myśli że Ćmy to coś podobnego to jest w dużym błędzie. Polecam sprawdzić ich poprzedni album - Foggy Style. Z wcześniejszym, Eclipse z 2002 roku, nie miałem do czynienia. Więcej informacji można znaleźć w tym miejscu. Aha, remix dla Eldo też zrobili, poszukajcie.

W styczniu ukazał się nowy, trzeci już projekt Ciem pt. Kim Zonk Funk. Tytuł trochę mylący, ponieważ jest tu zdecydowanie więcej jazzu niż funku, dodatkowo posypane delikatną nutą elektroniki. Polecam sprawdzić, świetnie się tego słucha z samego rana (opener "Mr. Skeleton Pants" od razu kojarzy mi się z porankiem w jakimś azjatyckim kraju to raz, dwa to to, że końcówka utworu mocno kuleje). Dobry początek, potem średnio, aż przychodzi tytułowy utwór, prawdopodobnie najlepszy w całym zestawie, który to otwiera najmocniejsze momenty na całym albumie, tak do "Against the Rules". Końcówkę można potraktować jako ciekawostkę. Gościnnie pojawiają się Ewa Lewandowska, Yuki Karaoke, Artur "Boo-Boo" Twarowski i Marcin Wasilewski. Też ich nie znam, spokojnie.

Całość do poniżej, tutaj podobnie, jak i możliwość kupna. Szkoda tylko, że twórcy nie umieścili materiału za darmo (albo opcja "płacisz ile chcesz") bądź nie wydali go fizycznie, bo nie każdy ma możliwość płatności kartą czy poprzez PayPal. O losie, czasem warto posłuchać muzyki w Firefoxie. Bardzo pozytywna jazda i świetna odskocznia od tego, co robi się na co dzień w naszym kraju.

<a href="http://cmymusic.bandcamp.com/album/kim-zonk-funk">Mr. Skeleton Pants by Cmy</a>

PS.
Mam bzika na punkcie okładek - dla mnie jest to integralna część albumu (btw nie wpływająca na ogólną ocenę...). Ta z Kim Zonk Funk wchodzi do mojej czołówki.

PS. 2
Bilobil nie jest potrzebny. Dobrze jest.

PS. 3
Obok Carried Away jest to najbardziej "katowany" przeze mnie materiał w tym tygodniu. Z 75% to bym mu dał spokojnie.

wtorek, 23 lutego 2010

Krótko i na temat: Carried Away


People Under the Stairs
Carried Away
Om Records, 2009

74%







Poprzedni rok przyniósł dwie płyty, po których od razu wiadomo było czego można się spodziewać. Foundation M.O.P. i Carried Away People Under the Stairs.

O krzykaczach pisał pewno już nie będę, więc powiem krótko - dobre. O PUTSach można powiedzieć "trochę więcej niż dobre". Zaczyna się prawdziwą "niehensonową" petardą "Step Off" (Double K i jeden z beatów roku), potem poziom trochę spada. Jego wzrost przychodzi wraz z "Letter from the Oldschool" (zwrotki, beat jako-taki, ale na plus), znowu spadek, uśmiech na twarzy przy "Teeth", jeszcze 3 tracki i koniec płyty. Niesamowicie równo, ze wspomnianymi wyjątkami, tyle że tak samo jest od 1998 roku. Nowy neologizm - pozytywna nuda.

A kto kupił ten jest Vipem (dosłownie i w przenośni), musi mieć mocną głowę (nawet nie zaczynam gry) i potwierdzi, że Om klawo to wydał. Check it, tu jest się czym chwalić. BTW fani Molesty też znajdą tu coś dla siebie. Się żyje.

sobota, 13 lutego 2010

Mad Skillz - From Where???


Mad Skillz
From Where???
Big Beat, 1996

93%







Głupio brzmi zaczynanie zdania od "bo". Nawet dziwnie. Ja tam zacznę, co mi szkodzi? Przecież nie jestem dziennikarzem. Jestem zwykłym słuchaczem muzyki, który coś tam pieprzy i ktoś to czyta. Dzięki wielkie, to doceniam najbardziej. Dla mnie jest to ważne i chyba nie będzie przesadą, jeśli powiem, że jest to najważniejsze prowadząc bloga? Jako słuchacz, i jako bloger mam teraz do powiedzenia jedno. Bo to jest płyta WIELKA. Specjalnie napisałem to dużymi literami, tak profilaktycznie. Jakby jakiś niedzielny słuchacz nie wierzył. "Mad Skillz?! Kto to kurwa jest?!" - bardzo duży odsetek, powiedzmy że tzw. hip-hopowców, w naszym kraju by tak powiedziało na sam początek. Pierdole ich.

Bo ten koleś rapował w taki sposób, o jakim nie śniło większość ich idoli. Idoli, kurwa. Był ghostwriterem kilku znanych postaci. Diddy, Will Smith i Jermaine Dupri mieli dobre teksty powiadacie? Inlay nie mówi, że lyrics made by Shaquan Lewis. Inlay czasem mało mówi, niekiedy wcale. "Still D.R.E." to Jay-Z, wiedzieliście? "Dawali" Big Daddy Kane i Pharoache Monch. "Dawał" też D.O.C. Da Brat też dawała, hehe. Dużo takich przykładów, ale prawdopodobnie najwięcej dał Mad Skillz.

Już na samym początku pyta się "że skąd?". Richmond style bejbe. Bo jest tu taki utwór jak "Extra Abstract Skillz", w którym oprócz gospodarza mamy Q-Tipa i Large Professora. Najlepsi raperzy wśród producentów i najlepsi producenci wśród raperów. Skillz też się do nich zalicza (dobre beaty mówię) i przy okazji "zaliczył ich dwóch naraz". Wypadł lepiej. Kamaal i Large Pro na stałym poziomie, ale to główny dzisiejszy bohater wspiął się na wyżyny. Nie dość, że potrafi zadbać o to, żeby ten, kto delektuje się w dźwiękach się nie nudzi, to jeszcze ma flejwa. Bo obok rozkminkowych tekstów "All In It" albo "Street Rules", daje bangery "Move Ya Body" i "VA in the House". Pokazuje kto rządzi w "Extra Abstract Skillz" i "Tip of the Tongue". Imponujące, ale to nie wszystko.

Rapować to jedno, ale żeby powstała płyta wybitna, potrzebne są do tego jeszcze dobre beaty. To teraz dałem odkrycie. Bo dobre to może sobie brać pierwszy lepszy bolek. To, co wybrał na From Where??? Mad Skillz to najlepsze undergroundowe brzmienie tamtego pamiętnego roku. Bo 1996 wielki był. Dobra, Nocturnal i Da Storm są wielkie pod tym względem. Zgadzam się w 100%, Da Beatminerz dali chyba najlepsze swoje produkcje. Realms 'N Reality miało momenty wybitne ("Advance To Boardwalk" i "Mystic Freestyle" to istny blitzkrieg). Kollage, Gravity, Wrath of the Math, Dr. Octagonecologyst. Przy tym, co zrobili tutaj J Dilla, Nick Wiz, EZ Elpee, Buckwild, Large Professor, Shawn J. Period, Beatnutsi i Clark Kent są małe. Zebrała się cała śmietanka ówczesnej podziemnej sceny i stworzyła coś, co jest kanonem. Wszystko od pierwszej do ostatniej sekundy. Tu jest najprościej mówiąc wszystko.

Mogę w tym momencie zebrać dwa poprzednie akapity i złączyć to w jedną całość, żeby powstała esencja tych kilku zdań. From Where??? zawiera w sobie najlepszy, ale to ABSOLUTNIE NAJLEPSZY utwór w historii rapu. Nie wiem czy ktoś się ze mną będzie zgadzał czy nie. Mam to gdzieś. Takie zdanie mam od paru lat i jest niezmienne. "Doin' Time in the Cypha". To był jeden z takich nielicznych momentów w czasoprzestrzeni, w którym MC i producent zaoferowali światu wszystko co mieli najlepsze. Każdy pojedynczy wyraz, każdy wers i każda zwrotka Skillza. Najlepszy refren. "Efekty" metropolii i inne ukryte dźwięki, które zawstydzają nawet dokonania Bomb Squadu z Fear of a Black Planet. Najlepiej wykorzystany sampel przez Buckwilda. Bo "Come Into Knowledge" zaczęło już brzmieć inaczej. Całe RAMP zacząłem brać inną miarą. Beat wszech czasów. 4:16 sekund, które wykraczają poza granice ludzkiej percepcji. To nie jest zwykły utwór. TO JEST DAR Z NIEBA. Niewiele ponad 4 minuty, które zmieniają wszystko, co było do tej pory.

Są i wady, na szczęście tak małe, że nie zauważalne dla postronnego słuchacza. Idealny to jest ... i kilka innych *niehiphopów*. Po co "WMAD [Interlude]"? Nieźle to wprowadza w klimat "Get Your Groove On", ale po co się pytam? Następujący po nim utwór ponownie wyprodukował Buckwild, i dzięki niemu zaraz zapominam o tamtym skicie. Chciałbym też więcej jakiegoś DJ'a.

Co z tego, że tego samego dnia ukazały się The Score i All Eyez on Me. Szczerze? Dla mnie mogłyby nie wychodzić. Mi wystarczy debiut Lewisa. Fugeesy i 2Pac są świetne, okej, ale Mad Skillz jest po prostu lepszy. Mniejszy sukces komercyjny, mało kto teraz o tym pamięta, ale Wyclef, Pras, Lauryn Hill i 2Pac tak tego nie robili. Oni tylko dobrze rapowali. Mad Skillz RAPOWAŁ. Wybitnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że album jest bardzo, ale to bardzo ciężko dostać. Mamy erę internetu, kilka kliknięć i album ląduje na dysku, więc dla niektórych może to nie problem. Dla mnie to nie to samo. Błagania i modlitwy o reedycję From Where??? rozpocząłem już dawno temu, ale do tej pory nie zostały wysłuchane. Album rzadko pojawia się nawet na eBayu (osiągając przy tym zawrotne ceny), czasem pojawi się u nas na Allegro. Iskierkę nadziei miałem niewiele ponad rok temu, kiedy to Skillz (już bez "Mad") wypuścił świetne The Million Dollar Backpack. Już niedługo nowa płyta, w ciemno stawiam, że będzie co najmniej dobra. Razem z jej premierą liczę na reprise z '96. Dużo było tych "bo". Niech będzie jeszcze raz. Bo tak zapala się kolejna iskierka.

Wokale:
Mad Skillz, Kalonji The Immortal, Large Professor, Q-Tip, Lonnie B, Dr. Mynbenda, Lil' Roc, Javon The Medieval.

Produkcja:
Mad Skillz, Jay Dee, The Beatnuts, Buckwild, Nick Wiz, Large Professor, DJ Clark Kent, Shawn J. Period, EZ Elpee.

Fugees - The Score


Fugees
The Score
Columbia, 1996

92%







13 lutego 1996 roku to ważna data dla rapu. W tamten, powiedzmy że pamiętny, wtorek ukazały się trzy płyty, które na zawsze zapisały się na złotych kartach hip-hopu. O All Eyez on Me już wspominałem, czas na The Score. Na najbardziej tajemniczy, i najlepszy z całej trójki, przyjdzie jeszcze czas. Jeszcze tylko chwila, jeszcze jeden moment.

Tak samo jak dzieło 2Paca, drugi album The Fugees okazał się olbrzymim sukcesem komercyjnym. Jest to do tej pory najlepiej sprzedający się hip-hopowy album w dziejach. Do tej pory, The Score znalazło ponad 18 mln nabywców na całym świecie, co jest wynikiem imponującym, nawet jeśli bierzemy pod uwagę CAŁY przemysł muzyczny. Ktoś sprzedał w dzisiejszych czasach tyle płyt? Lil Wayne, Eminem czy 50Cent nie mogą nawet liczyć na taki wynik. Inne czasy, inne podejście ludzi do nabywania muzyki, ale... W przeciwieństwie do tych trzech losowo przytoczonych przeze mnie postaci, The Score broni się na polu artystycznym. I nie to, że Carter III czy Encore są słabe. Są dobre, ale ten "czternastolatek" jest zdecydowanie lepszy.

Jednym z czynników, które wpłynęły na taki stan rzeczy były hitowe single - jeden ze znaków rozpoznawczych grupy. "Fu-Gee-La", "Killing Me Softly", "Ready or Not" i cover przeboju Boba Marleya - "No Woman, No Cry", który promował album tylko w Europie. Inną ważną rzeczą była doskonała produkcja, wykorzystująca wszystko, co było możliwe. Co najciekawsze, potrafiła zadowolić wszystkich - zarówno zwykłego, przeciętnego słuchacza jak i konserwatywnego fana rapu. Większość beatów wyszła spod ręki samych członków Refugee Camp, którzy to udowodnili jakimi są to uniwersalnymi postaciami. Swoje dołożyli też Diamond D i Salaam Remi, który wyprodukował pierwszy singiel.

Jak już wspominałem, podobnie jak i w muzyce, Fugees mieli dużo, a nawet bardzo dużo do zaoferowania w rapie. Nie były to kolejne gangsterskie opowieści czy puste historyjki. Najbardziej imponowała Lauryn Hill, która to z miejsca stała się jedną z najlepszych raperek, a jak się okaże kilka lat później, krytycy będą się głowić czy nie jest aby tą "naj". Mocno pokazał się także Pras dissując w "Zealots" Jeru linijką "No matter who you damage, you're still a false prophet". Przerodziło się to potem w drobny konflikt, Damaja tylko co odpowiedział w "Me or the Papes" i "Black Cowboys" na Wrath of the Math (skądinąd świetnym albumie). Nie wolno zapomnieć też o Wyclefie, człowieku który nie tykko potrafi świetnie rapować, ale także śpiewać.

Członkowie Fugees chwilę po wydaniu The Score postawili na kariery solowe i... wyszło im to na dobre. Wyclef Jean nagrywa do tej pory, z różnym skutkiem, choć jego pierwszy solowy album - podwójnie platynowy The Carnival - odniósł spory sukces artystyczny i jego poziom był porównywany do drugiej płyty macierzystej grupy. Lauryn Hill w '98 roku dała świata genialny The Miseducation of Lauryn Hill. Gorzej wiodło się natomiast Prasowi. W tym samym roku co Lauryn z Carlosem Santaną objaśniała światu drogę na Syjon, "wyskoczył" z hitowym singlem "Ghetto Supastar (That Is What You Are)". Jego solowe albumy były tak słabe, że nie warto nawet przypominać ich tytułów.

Czternaście lat wszyscy czekają na nowy album Fugees. Nadzieja pojawiła się po ostatniej katastrofie na Haiti, skąd pochodzą Wyclef i Pras. Chodzą pogłoski, że w "ramach pomocy" wszyscy mają nagrać wspólny kawałek. Sprawa dość wątpliwa, zważywszy na wcześniejsze dość poważne konflikty w obozie Refugee. Póki co pozostaje się delektować The Score - jednym z najgenialniejszych stricte mainstreamowych materiałów. I co truskule? Mainstream nie musi być wcale taki głupi.

Wokale:
Lauryn Hill, Pras, Wyclef Jean, Omega, John Forté, Diamond D, Pacewon, Rah Digga, Young Zee, DJ Red Alert, Sly & Robbie, Akon.

Produkcja:
Wyclef Jean, Lauryn Hill, Pras, Shawn King, Jerry Duplessis, Salaam Remi, John Forté, Diamond D, Handel Tucker.

2Pac - All Eyez on Me


2Pac
All Eyez on Me
Death Row, 1996

85%







Kto był największą gwiazdą rapu w tamtych czasach? Może inaczej. Kto był najbardziej kontrowersyjnym raperem tamtych czasów? Oczywiście 2Pac. Historia przed Me Against the World i historia po Me Against the World to tematy na długie opowiadania. Zdecydowanie ciekawsze są legendy po trzecim albumie nowojorczyka. Tak, nowojorczyka. Shakur urodził się w Nowym Jorku, ale stylistycznie było mu zdecydowanie bliżej do zachodniego wybrzeża, a za najlepszy przykład niech posłuży All Eyez on Me - najbardziej legendarny album w jego dorobku.

Do jego wydania znacznie przyczynił się Suge Knight, który to za grubo ponad milion dolarów "wykupił" rapera z więzienia, pod warunkiem że ten nagra dla Death Row 3 albumy. Pozyskując go w ten sposób, Suge stworzył prawdopodobnie najmocniejszy ówczesny label na mapie. Oprócz nowego nabytku, w jego szeregach byli już obecni m.in.: Dr. Dre, Tha Dogg Pound i Snoop Doggy Dogg. Nie będzie tajemnicą, jeśli powiem, że każda z tych postaci zaliczała dość istotny udział na czwartym albumie 2Paca.

Cała otoczka, zwłaszcza wśród nastolatków w Polsce, panująca wokół albumu jest zjawiskiem na dużą skalę. Dużo do myślenia daje poniższy demotywator:


Mówienie o tym, jaką to prawą postacią był 2Pac jest bzdurą. Na poprzedniej płycie było dużo tekstów społeczno-politycznych, tutaj mamy kompletną zmianę stylu. Ubóstwianie łatwego życia, gangsterskie porachunki, wojny gangów, pranie brudnych pieniędzy itp. Tematyka idealnie wkomponowana w stylistykę Death Row. Są też kawałki o lżejszej tematyce, jak "All About U" (kapitalny numer ze świetnym refrenem Nate Dogga) czy "Life Goes On", ale parę takich tracków na 27 numerów zawartych na dwóch CD to chyba trochę mało, patrząc na wcześniejsze dokonania Shakura.

Samą atmosferę "podgrzewają" także goście, a tych jest bardzo dużo i jest to kolejny minus. Swoje świetne występy zaliczają wspomniany już Nate Dogg czy Snoop, zaskakują Redman i Method Man, ale zdecydowana większość z ogromu tu obecnych spisuje się dużo gorzej od gospodarza. Mówiąc o featach, nie należy zapominać także o Dre. Źle się stało, że na All Eyez on Me zamiast singlowej wersji "California Love", pojawił się jej remix. Oba utwory są jego autorstwa, ale ten, który nie wszedł na LP, nie dość że jest lepszy, to i jak na rasowy singiel przystało, bardziej chwytliwy.

Trochę inaczej niż z innymi raperami na płycie sytuacja wygląda z produkcją. Ponownie "zaskakuje" zmiana stylistyki. Nie ma brudnych sampli i mocnych bębnów, co nieodłącznie kojarzy się z NYC. Jest spokojnie, brzmienie bardzo dopracowane, niekiedy leniwe, ilość próbek została mocno ograniczona, a jeśli już są, to zostały tak pocięte, że nie czuć tego, że to "część" innego artysty. Jak na rasowe beaty z LA z tamtego okresu przystało, jest tu dużo zagranych rzeczy, utrzymanych w jednej, gangsterskiej stylistyce. Oprócz samego 2Paca, za bohatera All Eyez on Me można uznać nieżyjącego już niestety białego beatmakera o pseudonimie Johnny "J". Zrobił najwięcej i najlepiej, bez problemu zostawiając z tyłu takie postacie jak Dre, DJ Quik czy Daz Dillinger. "Picture Me Rollin'", "All About U" i "Shorty Wanna Be a Thug" nie dość, że są jednymi z najlepszych lirycznie, to i najlepiej wyprodukowane.

Szkoda, że to ostatnie LP rapera, takie z prawdziwego zdarzenia. Albumy pośmiertne to już zupełnie inna liga, nawet najbardziej tajemniczy The Don Killuminati: The 7 Day Theory nie dorównuje All Eyez on Me. Z całą pewnością jest to najbardziej kultowy album 2Paca. Tu nie ma najmniejszych wątpliwości. Bardzo często "kultowość" nie oznacza tego, że dana rzecz jest najlepsza. Czwarty album Shakura jest słabszy całościowo od genialnego wręcz momentami Me Against the World. Największą wadą jest nierówność i długość. Gdyby tak wybrać wszystko co tu najlepsze i zebrać na jednym CD, to wtedy inaczej byśmy rozmawiali. Było by o czym, wtedy powstałby album wręcz genialny. Tak mamy tylko i aż świetną płytę.

Wokale:
2Pac, Nate Dogg, Hussein Fatal, Yaki Kadafi, Dru Down, Daz Dillinger, Kurupt, Method Man, Redman, Inspectah Deck Snoop Dogg, Jodeci, Rappin' 4-Tay, C-Bo, Dramacydal, Storm, Dr. Dre, Roger Troutman, Danny Boy, George Clinton, Jewell, Outlaw Immortalz, DJ Quik, CPO, Big Syke, Kurupt, Richie Rich, Michel'le, Napoleon, B-Legit, E-40.

Produkcja:
DJ Quik, Dat Nigga Daz, DeVanté, DJ Pooh, Dr. Dre, Bobby "Bobcat" Ervin, Johnny "J", Mike Mosley, Doug Rasheed, Rick Rock, 2Pac.

środa, 10 lutego 2010

4 lata.

 07.02.1974 - 10.02.2006

wtorek, 9 lutego 2010

Krótko i na temat: Jazz, Kawa, Rap


Bert/Matej
Jazz, Kawa, Rap
Self-released, 2009

59%







O Jazz, Kawa, Rap miałem kiedyś coś pisałem, ale nie "puściłem" tego. Tekst to jeden z lostów na moim dysku, a jest ich trochę. Nie będę robił kalki tamtego, tylko wykorzystam część, trochę zmienię i coś z tego wyjdzie, o.

Zachęcili mnie, więc sprawdziłem płytę. Porównania z Noc EP nasuwają się same, połowicznie na niekorzyść Jazzu... Klimat, poetyczność tekstów, stylistyka etc. Bert to taka wersja beta, a być może nawet alfa, Gresa, natomiast Matej może jeszcze namieszać. Snatch był wtedy świetny, szczecinian (?) kilka miesięcy temu bardzo dobry. Klimat produkcji ten sam, te same uwielbienie dla polskich winyli, ten sam styl. Nie tylko ja go chwalę, check it. Tylko wejście Roki tu nie pasuje, bo burzy klimat. Rap mocno przeciętny na płycie.

Jeśli myślicie, że Quiz najlepiej samplował z polskich wosków w zeszłym roku, to jesteście w błędzie. Dużym. Byli lepsi, sprawdźcie np. na jotpegu w tym poście i ssijcie.

sobota, 6 lutego 2010

Compton's Most Wanted - Music to Driveby


Compton's Most Wanted
Music to Driveby
Orpheus/Epic Records, 1992

83%






Okej, postawmy sobie sprawę jasno - gdyby nie N.W.A., to nie wiadomo jakby wyglądał gangsta rap. Tego nie wie nikt. Trzeba jednak wiedzieć, że pierwsze zachodnie "gangsta produkcje" to nie tylko ta najsłynniejsza, kolaboracja Ice Cube'a z ekipą, ale i Too $hort, i Ice-T, i często zapominany Compton's Most Wanted. Zapominany niesłusznie. I to bardzo.

Pierwsze trzy płyty skupionej przede wszystkim wokół MC Eihta grupy to najbardziej klarowna definicja terminu "gangsta rap" i niepodważalne klasyki zachodniego wybrzeża. Bez słowa na wyrost. Każdy kolejny album, wydawany rok po roku, począwszy od 1990, był lepszy od poprzedniego, co w hip-hopie nie zdarza się nader często. Szczytem możliwości kilku niegrzecznych chłopców z przedmieść L.A. było Music to Driveby.

Album był nagrywany bez jednego z założycieli grupy - MC Chilla, który to... odsiadywał wyrok w więzieniu. Nie wpłynęło to w ogóle na zmianę stylu. Typowa gangsterka. Nic więcej. Historie o narkotykach, wojnach gangów i o życiu "in my hood". Dla przeciętnego słuchacza może być to ciężko strawne (m.in. dlatego, że zdarzają się też prościutkie liryki), ale na uwadze trzeba mieć fakt, że rymy są mniej brutalne niż u mentorów. To mogło nawet zaważyć na popularności CMW, bo w tamtym czasie ów nurt (szczególnie jego najbardziej agresywna odmiana) był bardzo popularny, a i G-Funk powoli zaznaczał swoją obecność na rapowej mapie świata. Nawet dissy na Tim Doga w "Who's Fucking Who?" i DJ'a Quika w "Def Wish II" są zgoła inne niż pozostałe zaczepki. Music to Driveby zawiera w sobie także najpopularniejszy singiel grupy - "Hood Took Me Under". Grający w GTA: San Andreas powinni nagranie znać doskonale ze stacji Radio Los Santos.

Ważnym czynnikiem, który odróżniał najbardziej poszukiwanych w Compton od reszty były podkłady. Mało kto w ówczesnym czasie na zachodnim wybrzeżu produkował w ten sposób co DJ Slip czy nieformalny członek grupy - The Unknown DJ. Beaty są bardzo spokojne i stonowane, mocno czerpiące z amerykańskich produkcji z lat '60 i '70, m.in. od Isaaca Hayesa czy Quincy Jonesa, żeby wspomnieć tylko tych najpopularniejszych. W funkujących, powolnych brzmieniach można było usłyszeć jazzowe akcenty, czego u innych wtedy było jak na lekarstwo. Warto też wspomnieć, że innymi postaciami, którzy "użyczyli" swoich sampli, są... inni raperzy. Ice Cube z "No Vaseline", "South Bronx" i "My Philosophy" BDP - to przykłady z krótkiego "Who's Fucking Who?".

Po Music to Driveby Compton's Most Wanted się rozpadło. MC Eiht z różnym skutkiem "prowadził" swoją solową karierę, pozostali członkowie w przeciwieństwie do jego płodności, nie robili zbyt wiele. Trzeba było czekać do nowego milenium, aby panowie się pogodzili i uraczyli fanów nowym albumem. Represent kompletnie nie spełnił oczekiwań, wyróżniał się tylko i wyłącznie pomysłem na okładkę nawiązującym do Straight Outta Compton, a Music to Gang Bang było tylko niewiele lepsze. Były to dwa cienie trzech świetnych płyt sprzed kilku lat. A ta z 1992 roku to kupa historii i fantastyczna przejażdżka low riderem po ulicach Los Angeles. Czasem trzeba trochę słońca w zimie, nie?

Wokale:
MC Eiht, Scarface.

Produkcja:
The Unknown DJ, MC Eiht, DJ Slip, DJ Mike T, Master Ric Roc.

czwartek, 4 lutego 2010

Anonimie - dziki kowboju 2

Drogi Anonimie,

Na początku mego listu chciałbym Cię bardzo pozdrowić i przyznać Ci rację - w 1996 roku nie słuchałem Jaya i Pete Rocka. Mało, nawet nie wiedziałem kto to jest.

Piszę do Ciebie ten list, ponieważ te cztery magiczne (i mistyczne jak to wcześniej ująłem) cyfry mają niebagatelne znaczenie także teraz. Już niedługo, bo 23 marca, ukaże się Wild Cowboys 2, kontynuacja pierwszego solowego albumu członka Brand Nubian - Sadata X. Co z tego ktoś się zapyta? Ano wspominam o tym, ponieważ "jedynka" pochodzi właśnie sprzed 14 lat, a o części drugiej nie było praktycznie żadnych informacji w tzw. polskim internecie, o blogosferze nie wspominając. Informację daję z kilkudniowym opóźnieniem, ale warto o tym powiedzieć.

Jesteś jeszcze młody, tak jak pisałeś, więc powiem Ci, że tamten album był dobrą, a miejscami nawet bardzo dobrą, produkcją. Jeśli znasz Sadata, to wiesz czego można się po nim spodziewać i nie chodzi mi tu tylko o oryginalny głos. Znasz takie postacie jak Buckwild, Showbiz, Diamond D, Da Beatminerz albo DJ Ogee? Nie wiem, ale jeśli nie to masz jeszcze czas na poznanie, choć pamiętaj, że nie słuchałeś rapu w tamtych czasach. Wspomniany przez Ciebie kilka dni temu Pete Rock też tam był, choć nie popisał się za bardzo ("Escape From New York" jedną ze słabszych jego rzeczy). Na zachętę do sprawdzenia płyty masz ode mnie jeden z singli promujących album - "Stages & Lights" - wyprodukowany przez członka D.I.T.C. - Showbiza.



Przenieśmy się w teraźniejszość. Wild Cowboys 2 w drodze. Znowu będzie Pete Rock, Diamond D i Buckwild. Oprócz nich chciałbym zwrócić uwagę na DJ'a Spinnę, 9th Wondera i powoli powracających po latach na scenę Sir Jinxa i Nicka Wiza. Wiesz co Ci powiem? Ten ostatni w 1996 roku produkował Realms 'N Reality duetu Cella Dwellas. Polecam, tak dla Twojej wiadomości. Mocny rok wtedy był.

Żeby dodatkowo zachęcić Cię do sprawdzenia nowego Sadata podaje Ci tracklistę i singiel na beacie Piotra Skały (tu do pobrania). Dobry, ale nie powalający. Takiego bangera od niego chyba jeszcze nie słyszałem!

1. Return Of The Bang Bang [Prod. by Will Tell]
2. Turn It Up (feat. Pete Rock) [Prod. by Pete Rock]
3. In Da Jungle (feat. AG) [Prod. by Diamond D]
4. Nuclear Bomb [Prod. by Will Tell]
5. Still On Deck (feat. Twan) [Prod. by DJ Spinna]
6. Roll That (feat. Rhymefest) [Prod. by Grant Parks]
7. Wherever (feat. Shabaam Sahdeeq) [Prod. by Nick Wiz]
8. Swerv (feat. Swerv) [Prod. by Will Tell]
9. Pray (feat. Kurupt, Umi, M-1 (of Dead Prez) & Sir Jinx) [Prod. by Sir Jinx]
10. We Kewl (feat. Twan & Sean Black) [Prod. by Will Tell]
11. Knock Me Down (feat. Kim) [Prod. by Dub Sonata]
12. Long Years (feat. Grand Puba & Lord Jamar) [Prod. by Buckwild]
13. Bargain With The Devil (feat. Vast Aire) [Prod. by Thanos]
14. Everybody Know (feat. Money Boss Playas) [Prod. by Minnesota]
15. X And Bill (feat. Ill Bill) [Prod. by 9th Wonder]
16. Last Time Out (feat. Twan & Sean Black) [Prod. by Yuani]

Na koniec mego listu chciałbym Cię jeszcze raz gorąco pozdrowić, życzyć szczęścia w poszukiwaniu muzycznej drogi i wielu błyskotliwych komentarzy Twojego autorstwa. Ja idę sobie zrobić teraz herbatę, potem włączę sobie Pet Sounds z 1966 roku (mogę posłuchać? w końcu ten sam rocznik co mój ojciec!), a dalej zabieram się za pisanie dwóch "zleconych" mi recenzji. Czekaj na Wild Cowboys 2 kowboju.

Pozdrawiam,

Twój Dawid

wtorek, 2 lutego 2010

Krótko i na temat: Nic Się Nie Dzieje


Ortega Cartel
Nic Się Nie Dzieje
Sixteen Pads Records, 2007

73%






Zachwytów nad Lavoramą nigdy za wiele. Rzadko bo rzadko to robię, ale muszę pochwalić nawet digipack (Dawid B. - digi public enemy no.1) , w którym został "ukryty" krążek. Turn your attention away.

Przed ostatnim dziełem (dużego kalibru, powiem to znów) Ortegi Cartel było Nic Się Nie Dzieje. A działo się to w 2007. Poziom o klasę niższy, ale od reszty polskich wydawnictw, co najmniej dwie klasy ponad. Tak się składa, że Patr00 jak mało kto z Polaków (nie mówię w Polsce, bo on tu nie mieszka, chyba) czuje czarny feeling. I to jak. Znów pełno jazzu wymieszanego z funkiem, soczyste sample, wszystko bębni aż miło. Rap trochę kuleje, czasem nawet "nie trochę", ale takie "Szare Pudło" to ekstraklasa. Minus za ilość tracków i sporo skitów.

Chłopaki trochę oszukali wszystkich, bo jednak się działo. Dobra płyta. Pierwszego wydania raczej nie zdobędziecie, ciężka sprawa, ale o asfaltową reedycję możecie powalczyć. Podobno digi taki jak w Lavo, choć ja i tak wolę swoje *chuj wie co to jest* z pierwszego release'a.