poniedziałek, 31 maja 2010

Dwajściapieńć moih ólóbionyh dżointuf Chołwy.


Jay-Z jest moim ulubionym hip-hopowym zespołem. Znaczy się raperem. Wiadomo nie od dziś i ostatnio wpadłem nawet na pomysł, żeby zebrać 25 moich ulubionych kawałków tego murzyna. Dlaczego taka liczba, a nie inna, to w zasadzie sam nie wiem, ale wybór spośród ogromu nagranych przez niego utworów jest nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza dla psychofana.

Gdyby ktoś miał wątpliwości dlaczego na podium jest płyta życia, x jest niżej od y albo dlaczego nie ma "Ja Wiedziałem, Że Tak Będzie", to odsyłam do tytułu. Dodatkowo na liście umieszczam piosenkę spoza LP Cartera. Stan na dziś, jutro może się to zmienić. Enjoy.

Miejsce specjalne: "I Love the Dough (feat. Jay-Z & Angela Winbush)" (The Notorious B.I.G., Life After Death, 1997)

Jeden z lepszych utworów na Life After Death Biggiego. Co prawda Hova wypadł w mojej opinii słabiej niż gospodarz, ale magia tego kawałka jest niesamowita. Przykład najlepszego mainstreamu.

25. "A Dream (feat. Faith Evans & The Notorious B.I.G.)" (The Blueprint²: The Gift & The Curse, 2002)

Znowu pojawia się Biggie i znowu lepiej niż Jay, choć nie powinno to dziwić z prostego powodu: lyricsy pochodzą z "Juicy". Wybór "A Dream" jest pewno sporym zaskoczeniem dla niektórych, ale co ja na to poradzę, że lubię ten kawałek (w przeciwieństwie do całego albumu BTW).

24. "Friend or Foe" (Reasonable Doubt, 1996)

Najlepszy freestyle z US jaki dane było mi usłyszeć. Beat Premiera. Szkoda, że szersza współpraca obydwu panów zakończyła się trochę później.

23. "99 Problems" (The Black Album, 2003)

Kto tego nie zna, temu mama kupuje jeszcze lizaki.

22. "Izzo (H.O.V.A.)" (The Blueprint, 2001)

Jako że Jay-Z jest komercyjnym raperem i ma dużo hitów granych w radiach (nawet w Esce), to tym z najwyższego topu jest z pewnością "Izzo (H.O.V.A.). I to wcale nie głupkowaty i kiczowaty.

21. "Justify My Thug" (The Black Album, 2003)

Kto wie czy nie najlepszy beat Quika od 1998. Wersy Hovy pierwsza klasa, zwłaszcza początki drugiej zwrotki. Czyżby nie lepszym pomysłem, byłoby nagranie płyty z Jayem niż Kuruptem?

20. "Ignorant Shit (feat. Beanie Sigel)" (American Gangster, 2007)

Taki sampel już wcześniej miało UGK i ktoś jeszcze bodajże, ale najlepiej to wykorzystał Just Blaze. Mistrz! I w zasadzie to by było na tyle, bo zwrotki Jaya i Beaniego mi się po prostu nie podobają. Zwłaszcza refren, uch...

19. "I Know What Girls Like (feat. P. Diddy & Lil' Kim)" (In My Lifetime, Vol. 1, 1997)

Jak oni są kurwa słabi podług Hovy... No, ale kto miał najlepsze flow wtedy? Plus instruktaż jak wyrwać fajną dziewczynę.

18. "Song Cry" (The Blueprint, 2001)

Mhm... Ciężko coś powiedzieć, bo pewno by były same superlatywy, poza tym nie znam nikogo, komu się "Song Cry" nie podoba.

17. "Dope Man" (Vol. 3... Life and Times of S. Carter, 1999)

Trzeci Wolumin ująć mnie nie potrafił, ale "Dope Man" to jedno z największych osiągnięć rapera. To jest wystarczający powód, żeby coś z albumu sprzed 11 lat znalazło się na liście.

16. "Heart of the City (Ain't No Love)" (The Blueprint, 2001)


:(

15. "Feelin' It (feat. Mecca)" (Reasonable Doubt, 1996)

Heh, przecież to oczywiste, że musiało się to znaleźć.

14. "Reservoir Dogs (feat. The LOX, Beanie Sigel & Sauce Money)" (Vol. 2... Hard Knock Life, 1998)

Fajne gwiazdorskie kolabo, i wszyscy dają radę, ale radziłbym zwrócić uwagę na produkcję Sermona. Beat współprodukowany przez Darolda Trottera, jest najlepszą rzeczą od Zielonookiego Bandyty u schyłku ubiegłego wieku.

13. "Coming of Age (Da Sequel) (feat. Memphis Bleek)" (Vol. 2... Hard Knock Life, 1998)

Idealnie dobrany duet, ze znakomitymi zwrotkami i pojedynczymi wersami Jaya. Zwróćcie uwagę na tracklistę Woluminu Drugiego: zaledwie dwa kawałki wcześniej Swizz Beatz dał jeden z najgorszych beatów świata (Carter gdzieś kiedyś powiedział, że się wstydzi, że pod to nagrał). W "Coming of Age" wszystko nadrobił. Wyszło mu przednio. Raz na 100 razy.

12. "Blueprint (Momma Loves Me)" (The Blueprint, 2001)

Są 3 części. Chciałem tylko wspomnieć o pierwszej. Poruszający tekst z idealnie skomponowanym beatem Binka. Pozostałe 2, to ukryte utwory: "Breathe Easy" i "Girls, Girls, Girls Pt. 2". Są spoko, ale szybko się o nich zapomina, mając jeszcze na uwadze to, co działo się kilkadziesiąt sekund wcześniej.

11. "Run This Town (feat. Rihanna & Kanye West)" (The Blueprint 3, 2009)

Pewnie wiele osób sobie pomyśli, że żartuje umieszczając ten utwór ze słabego i komercyjnego The Blueprint 3, ale ja się nie zgodzę. Druga zwrotka Jaya jest świetna, Kanye z tych przeciętnych, a Rihanna taka se. Beat pierwsza klasa, wciągnął mnie od razu. Najlepsza rzecz na przeciętnym ostatnim albumie.

10. "22 Two's" (Reasonable Doubt, 1996)

Całe Reasonable Doubt to było wejście z buta, a najdobitniej to ukazuje "22 Two's". Po tym nagraniu już wszystko wracało do normy, hierarchia także.

9. "No Hook" (American Gangster, 2007)

Geniusz. Mogło być jeszcze wyżej, ale coś stanęło na przeszkodzie...

8. "The City Is Mine (feat. Blackstreet)" (In My Lifetime, Vol. 1, 1997)

Jay potwierdza klasę i formę z poprzedniego roku, a samo "The City is Mine" jest  także jednym z prawdziwych początków Chada Hugo.

7. "Takeover" (The Blueprint, 2001)

Fani Nasa: "Ether" jest lepsze.

Fani Jaya: "Takeover" jest lepszy.

Fani rapu: "Takeover" ma więcej fajnych wersów, Prodigy też się doigrał, a i Kanye z tym Morrisonem się popisał.

6. "Minority Report (feat. Ne-Yo)" (Kingdom Come, 2006)

Kingdom Come jest przeciętne. "Minority Report" jest genialne. Ciarki na plecach, nawet jak śpiewa Ne-Yo. Nie do wiary!

5. "Can't Knock the Hustle (feat. Mary J. Blige)" (Reasonable Doubt, 1996)

1996: Cześć. Wołają na mnie Jay-Z. Od dziś będę rządził w tzw. rap-grze. Jak nie wierzysz to posłuchaj jak Mary wyśpiewuje "baby one day you'll be a star".

2010: Zrobiłem to co trzeba. Jeszcze nie czas na emeryturę, ale 14 lat temu razem z Mary mieliśmy rację.

4. "Roc Boys (And the Winner Is)..." (American Gangster, 2007)

American Gangster to taki prawie klasyk, w mojej opinii już na niego zasługuje, a najlepszą wizytówką niech będzie ten numer.

3. "Can I Live" (Reasonable Doubt, 1996)

Jakimś dziwnym trafem całe podium obsadzają utwory tylko z jednej płyty. Wiadomo co jest grane, ludzie mówią, że to najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek nagrał Hova. Nie zgodzę się, znalazłem dwie lepsze, ale i tak "Can I Live" > Twoja ulubiona hip-hopowa płyta :)

2. "Bring It On (feat. The Jaz & Sauce Money)" (Reasonable Doubt, 1996)

Jaz-O i Sauce Money są raczej z tych raperów poprawnych, którzy dzięki bardziej znanemu i utalentowanemu koledze się w jakimś tam stopniu mogli się pokazać. Ten sam kolega w 1996 roku pokazał im miejsce w szeregu, a słuchaczom swoje możliwości.

1. "Dead Presidents II" (Reasonable Doubt, 1996)

O najlepszym moim zdaniem kawałku w historii rapu pisałem trochę ponad 3 miesiące temu. Moim numerem dwa i zarazem numerem jeden w bogatym katalogu Cartera jest "Dead Presidents II". Jay-Z + Ski = najlepszy hip-hop tamtych czasów. Utwór doskonały.

wtorek, 25 maja 2010

Krótko i na temat: The Craft


Blackalicious
The Craft
Anti/Quannum, 2005

79%







Kwota przeze mnie wydana w kwietniu na zakupy wprowadziła wiele osób w osłupienie. No, ale jak to było w jednym z numerów Blackalicious: "Passion the will to win, the spark within...". Moja pasja jest bezcenna. Kwiecień był obfity w nowe albumy, maj nie za bardzo, ale udało się po kilkuletnim polowaniu zdobyć opisywany tytuł.

Przytoczony wers pochodzi z 2002 roku, znalazł się na klasycznym Blazing Arrow w utworze "Passion". 3 lata później duet Gift of Gab - Chief Xcel wydaje The Craft. Paradoks tego genialnego tandemu: jak nagrać najsłabszą płytę w dyskografii, która jednocześnie będzie jednym z najlepszych niezależnych wydawnictw 2005 roku? Parker w formie najwyższej, "Supreme People" jednym z jego największych osiągnięć, flow nie z tej ziemi. Problem jest z producentem. Albo za dużo wymagam, albo nie podołał. To pierwsze. Dlaczego? Bo Nia i Blazing Arrow to osiągnięcia być może najlepsze w Oakland, a te tutaj obecne aspirują tylko do "najlepszych". Ode mnie mają 79%, ogólny average wynosi 80%.

wtorek, 18 maja 2010

Krótko i na temat: Dysonans


Dyspensa
Dysonans
Nielegal, 2010

30%







Przyznam - nawet nie miałem zamiaru tego ściągnąć, ale... Do sprawdzenia Dysonansu zachęcił mnie darmowy egzemplarz płyty. Wysyłasz swoje dane adresowe pod ten @, a za parę dni zawita do Ciebie kurier z... digipackiem owiniętym w reklamówkę. To wszystko w zupełności za darmo.

Promocja świetna, aczkolwiek kosztowna i jawi się jako jedyny plus całości. Muzycznie jest to podziemie polskiego podziemia, podejrzewam że oprócz ulubieńców Lite'a - Bonusa i Matka - mało kto będzie kojarzył Hendela, Geeda czy Kapsa. Beaty mdłe, nudne z przebłyskiem w postaci "Sensu" jednego z twórców Wspomnień... Rapów kompletnie nie pamiętam, ani jednego wersu, jednak jestem w stanie sobie przypomnieć, że raperzy nie "przeszkadzają". Takie se, bez highlightów. Są setki lepszych płyt, ale można sprawdzić. Tylko w zasadzie po co?

sobota, 15 maja 2010

UNKLE - Psyence Fiction


UNKLE
Psyence Fiction
Mo' Wax, 1998

97%







To nie jest hip-hop. Bardziej głupio chyba nie można było zacząć tej recenzji, ale powtórzę raz jeszcze: to nie jest hip-hop. Ma z nim wiele wspólnego, tak jak cudowne przecież Endtroducing.... (BTW dzisiaj pojawiła się recenzja tego dzieła na Popkillerze) też nie było czystym hip-hopem, mimo że korzystało z wszystkich technik gatunku w 100%. Aha, żeby nie było później nieporozumień między autorem tego tekstu a resztą osobników... Chciałbym zaznaczyć, że jeśli ktoś uważa, że debiut UNKLE jest niesłuchalny, nie jest wielkim dziełem i może być co najwyżej bardzo dobry, polecam mu opuścić tę stronę i iść gdzie indziej. Dla własnego dobra.

Pozbywając się w tym momencie wszystkich ignorantów, co to znają się niby na muzyce rozrywkowej, chciałem przypomnieć większości pozostałych tu obecnych, o ponadczasowości Psyence Fiction. Niestety, "większości", bo znając życie, spora część osób pierdolących o sile polskiego podziemia, która to lansuje "obiecujących" to przecież raperów i producentów na laickich muzycznych blogach, tak naprawdę znanych tylko swoim najbliższym, w ogóle nie wie co to za nazwy, o zgrozo, DJ Shadow bądź UNKLE. Ręce opadają. Podobnie jak większość moich znajomych, nie potrafiących wymienić choć jednej płyty (!!!) ATCQ, EPMD, Blackalicious czy Three 6 Mafia. No, ale wracając do tematu, kumatym i będącym "na właściwej muzycznej drodze" przypominam - obcujemy z płytą wielką i ponad czasową. Wiedzieliście o tym, ale nie zaszkodzi przypomnieć.

Historia UNKLE ma w sobie wiele ciekawych momentów i zwrotów akcji, ale to nie będę pisał przecież biografii. Najważniejsze - założycielami zespołu byli James Lavelle oraz Tim Goldswothy, a najistotniejsza jej część zaczyna się w momencie, kiedy to dochodzi do współpracy między Lavellem, a DJ Shadowem. Jest to najbardziej istotny element w historii zespołu, historii którą można podzielić na dwa etapy - pierwszy "Psyence Fiction" i drugi "po-Psyence Fiction". Drugi, już bez Davisa, jak łatwo się domyślić mało ciekawy. Płyty na pewno nie złe, ale nie wybijające się swoją zawartością ponad przeciętność, z brakiem tego kosmicznego klimatu i ręki Shadowa, trwale korzystające z magicznej nazwy "UNKLE". Dla tych, co szukają analogii w polskim rapie, pierwsza na myśl zapewne przyjdzie grupa Grammatik. Okres z Noonem i okres bez Noona. Jaka była wartość płyt z Bugajakiem, a jaka bez niego?

Pierwsza część płyty jest zbliżona poziomem do Endtroducing..... Otwierający "Guns Blazing (Drums of Death, Pt. 1)" to zlepek oldschoolowego, na piekielnie mocnej perkusji, beatu z rapującym z prędkością kul wystrzeliwanych przez karabin maszynowy Kool G Rapem oraz... wstawek z czwartej części Gwiezdnych Wojen. Myślicie, że te 5 minut wystarcza by poczuć cały klimat? Błąd, ponieważ to dopiero drugi w zestawie, "UNKLE Main Title Theme" wprowadza słuchacza w odpowiedni nastrój. Tak się to wszystko ciągnie do "Lonely Soul" - prawdopodobnie najlepszego numeru na Psyence Fiction. Muzycznie jest to zlepek paru sampli, a swoje poruszającym tekstem, dorzuca lider The Verve - Richard Ashcroft. Radziłbym też zwrócić uwagę na zmienność nastroju w kawałku i przejście na wysokości 5 minuty z orkiestrą w tle. W międzyczasie pojawia się kapitalny "Bloodstain", z wyjątkowym śpiewem Alice Temple i instrumentalny, klimatyczny "Unreal".

Niesprawiedliwym byłoby nazywanie drugiej części słabą. Taka nie jest, jest świetna, ale brzmi jak strony B pierwszej połówki bądź debiutu Shadowa. Wszystko potrafi oczarować, szczególnie numer z Thomem Yorkiem z Radiohead jak i part 2 openera - "The Knock (Drums of Death, Pt. 2)" - tym razem zamiast Kool G Rapa, jest Mike D. A jaka jest różnica między tym pierwszym a członkiem Beastie Boys powszechnie wiadomo. Jak wspomniałem - w żadnym wypadku nie jest to złe. Po prostu część pierwsza jest na innym levelu. Nieosiągalnym dla innych, a numery 7-12 do niego co najwyżej się zbliżają.

Endtroducing..... było jedno jedyne i niepowtarzalne. 100 na 100. Inna ocena absolutnie nie wchodzi w grę. Z Psyence Fiction też nie ma problemu - płyta to muzyczny absolut. Trochę słabsza od tamtego albumu, ale względu są oczywiste. To zdarzyło się w historii tylko raz i już się nie powtórzy. Najbliżej strącenia poprzeczki ustawionej w 1996 roku było oczywiście Psyence... Shadow w momencie tworzenia swojego debiutu i pierwszego LP UNKLE, prawdopodobnie wyprzedził muzykę o jakieś 10-15 lat. Eis też podobno wyprzedził polski rap, mówili że o 4 lata. Tak powiedzieliby ci, których to już wygnałem w pierwszym akapicie, ale ich na szczęście już tu nie ma.

Wokale:
Kool G Rap, Alice Temple, Richard Ashcroft, Badly Drown Boy, Mike D, Atlantique Khan, Thom Yorke.

Produkcja:
DJ Shadow.

wtorek, 11 maja 2010

Krótko i na temat: Paper Trail


T.I.
Paper Trail
Grand Hustle, 2008

70%







Wszyscy wiedzą, że King jest najlepszy, ale gdyby było dane mi wybierać (dam samemu sobie ten zaszczyt i wybiorę) album numer 2 w dyskografii obecnego* króla południa (chyba), to postawiłbym na Paper Trail.

Rozpoczyna się przyjemnie, w okolicach 7 minuty przychodzi najlepsze dokonanie T.I.P'a - "Ready for Whatever", potem przyzwoity "On Top of the World", aż zaczyna się koszmar w postaci "Live Your Life". Nikt poważnie myślący nie podejrzewałby Just Blaze'a o wykorzystanie sampli z... "Dragostea Din Tei". Dopełnieniem tej, hmm, wesołej piosenki jest śpiew Rihanny. To, czy ma talent, czy też nie, jest sprawą drugorzędną - łącznie z tragicznym beatem, skowyt pani z Barbadosu psuje dobry występ gospodarza. Później bywa różnie, imprezowicze powinni czuć się wniebowzięci, innym radziłbym zwrócić uwagę na "Swagga Like Us", bądź co bądź, jeden z najlepszych bangerów ostatnich lat.

Aha, jeśli ktoś interesuje się grafiką, okładkami itd., to wie, że cover to bardzo mocna sprawa.

* czyli nie starych: skarfejsa czy bana bi.