Fat Joe
Don Cartagena
Atlantic, 1998
Moim skromnym zdaniem najlepszy album grubaska, czyli jakby nie patrzeć, najsłabszego ogniwa D.I.T.C.
Dla większości osób największym dokonaniem Grubego Jasia będą zapewne dwa pierwsze albumy. Dlaczego ja wybrałem akurat Don Cartagenę? Ponieważ to tutaj po raz pierwszy tak naprawdę zostaje ukazane prawdziwe oblicze tego kolesia. O ile debiut był maksymalnie "nowojorski", a Jealous One's Envy taką wypadkową pomiędzy pierwszym a trzecim krążkiem, to właśnie trójeczka jest dla mnie tą "naj".
Jak się spojrzy w creditsy, to może się wydawać, że ulicznego sznytu dodają trochę Buckwild, L.E.S. czy Dame Grease, ale nic bardziej mylnego! Bardziej przystępna forma niż zwykle, a swoje zachowuje tak naprawdę tylko Premier w jednym tracku.
Sam gospodarz słaby jest i tyle, goście znacznie podnoszą liryczny poziom płyty, a wejście Big Puna w "The Hidden Hand" jest jednym z moich ulubionych w rapie w ogóle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz