poniedziałek, 7 marca 2011

Tamta dekada.


Niedawno na Popkillerze ukazało się podsumowanie minionej dekady* i z różnych przyczyn mój tekst się tam nie znalazł. Mam akurat ten przywilej, że prowadzę też własnego bloga, więc nie będzie to stratą i po konsultacjach z szefostwem daję go w tym miejscu. Uznajmy to jako bonus do tamtego artykułu.

Tekst jest oryginalny, taki, jaki miał się ukazać. Bez kolejności. Celowo pominąłem My Beautiful Dark Twisted Fantasy i Sir Luciousa... Przemyślenia z obecnej chwili pod Blackaliciousem. Smacznego.

- Y-Society Travel At Your Own Pace - niektórym przywróciło trochę wspomnień o latach 90, pozostałym pozwoliło się tam przenieść.

- Jay-Z Blueprint - mainstream wkroczył na nowy poziom, prawdziwy "powrót" do samplowanych beatów, rozpoczęcie produkcyjnych rządów Westa i Just Blaze'a. W tamtej dekadzie, album jednak niepobity.

- Madvillain Madvillainy - idealna chemia w kolaboracji dwóch artystów.

- Cannibal Ox Cold Vein - jeśli narkotyki były tak obecne w muzyce lat 60, to w takim razie Vast Aire i Vordul Mega kilkadziesiąt lat później, są już na bezwzględnym detoksie.

- OutKast Speakerboxxx/The Love Below - dwa odmienne spojrzenia na muzykę członków największego duetu w dziejach hip-hopu.

- Q-Tip Renaissance - piękny powrót do tego, za co kocham rap.

- Kanye West College Dropout - każdy kolejny album był minimalnie lepszy od poprzedniego, ale to tutaj Kanye wypłynął jako raper.

- Lil Wayne Carter III - od dwójki się zaczęło, ale część trzecia jest lepsza i wzmaga największe kontrowersje odnośnie Weezy'ego.

- The Streets Original Pirate Material - prosty, ale nie prostacki rap z UK.

- Blackalicious Blazing Arrow - być może najlepsza płyta z zachodu w mijającej dekadzie.


Tak to u mnie wyglądało dwa miesiące temu, kiedy oddawałem tekst. Nic by się teraz nie zmieniło. Krótko wyjaśniłem o co mniej więcej chodziło w wyborze danego albumu, ale gdyby były wątpliwości to...

Z Y Society sprawa jest prosta - Damu to Pete Rock, Premier, Buckwild i Da Beatminerz w jednej osobie, a Insight jest tak znakomitym raperem, że grzechem by było tego nie dać. Najlepsza płyta z Waszyngtonu jaka kiedykolwiek tam powstała (z ciekawostek: swoje wokale Insight rejestrował w Niemczech).

Podobnie jest z The Streets, Cannibal Ox, Blackalicious i Madvillainy. Original Pirate Material uważam za najlepszy obok drugiej płyty tego typa i debiutu Lewisa Parkera rap z UK (sorry Rascalowcy), a Vordul Mega z Vast Airem, Chief z Gabem i Madlib z Doomem, to takie same zabójcze kolabo jak Y Society.

Q-Tip piękny powrót i jeden z najlepszych we wszystkim, OutKast to OutKast - mistrzowie (choć solo Bg Boia w tym "dwupaku" jednak lepsze), a Hova dał LP najlepsze i basta. Co z Carterem i Westem?

Lil Wayne kontrowersyjny, ale poziomu trójki zaprzeczyć nikt nie może, choć więcej osób woli zapewne drugą część. Cóż, tam nie ma "Shoot Me Down" i "Playing with Fire". West z każdym albumem się rozkręcał, ale to właśnie tam zaczął, dlatego mój ukłon w stronę College Dropout.

* Nie wiem jak Wam, ale mi jednostki - "dekada" i "dziesięciolecie" - mylą się cały czas.

1 komentarz:

  1. ale to chyba można naprzemiennie używać. zresztą bez sensu zupełnie są te rankingi 2001-2010

    OdpowiedzUsuń