
will.i.am
Lost Change
BBE, 2001
66%
"Walka Dawida z Goliatem. Mój imiennik wygrał, ale czy ja temu podołam to nie wiem. Obawiam się, że nie (i tak zapewne będzie), nawet powiem mu, żeby nie zdejmował butów jak Pudzian, bo to nie ma sensu.". Obawiam się, że punkt numer 7 z poprzedniego wpisu stracił już na aktualności. Jestem leniem. I to takim, któremu nie chce się sprawdzić, którą płytę Black Eyed Peas krótko opisywał we wtorkowym cyklu. Trudno, bo dzisiaj chciałem zająć się will.i.amem.
Ostatnimi czasy, sporo czytam o BBE (też się słucha, wiadomo). Calak wymieniał swoje ulubione pozycje z serii Beat Generation i pominął Lost Change. Raczej słusznie, bo do wymienionej przez niego piątki jak i King Britta, Madliba czy Marley Marla podejścia nie ma. Album nie należy do złych - jest dobry. Czuć stary, dobry (jeszcze nie tak skomercjalizowany) BEP, mnóstwo żywych instrumentów, sporo sampli, ale za mało tu rapu. Najgorsze jest to, że jeśli się już pojawia to jest mocno przeciętnie. To jest największy zarzut pod adresem tej płyty.
Punkt 7 już w plecy, ale na szczęście "trójka" z postanowień muzycznych została po części uratowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz