sobota, 13 lutego 2010

Fugees - The Score


Fugees
The Score
Columbia, 1996

92%







13 lutego 1996 roku to ważna data dla rapu. W tamten, powiedzmy że pamiętny, wtorek ukazały się trzy płyty, które na zawsze zapisały się na złotych kartach hip-hopu. O All Eyez on Me już wspominałem, czas na The Score. Na najbardziej tajemniczy, i najlepszy z całej trójki, przyjdzie jeszcze czas. Jeszcze tylko chwila, jeszcze jeden moment.

Tak samo jak dzieło 2Paca, drugi album The Fugees okazał się olbrzymim sukcesem komercyjnym. Jest to do tej pory najlepiej sprzedający się hip-hopowy album w dziejach. Do tej pory, The Score znalazło ponad 18 mln nabywców na całym świecie, co jest wynikiem imponującym, nawet jeśli bierzemy pod uwagę CAŁY przemysł muzyczny. Ktoś sprzedał w dzisiejszych czasach tyle płyt? Lil Wayne, Eminem czy 50Cent nie mogą nawet liczyć na taki wynik. Inne czasy, inne podejście ludzi do nabywania muzyki, ale... W przeciwieństwie do tych trzech losowo przytoczonych przeze mnie postaci, The Score broni się na polu artystycznym. I nie to, że Carter III czy Encore są słabe. Są dobre, ale ten "czternastolatek" jest zdecydowanie lepszy.

Jednym z czynników, które wpłynęły na taki stan rzeczy były hitowe single - jeden ze znaków rozpoznawczych grupy. "Fu-Gee-La", "Killing Me Softly", "Ready or Not" i cover przeboju Boba Marleya - "No Woman, No Cry", który promował album tylko w Europie. Inną ważną rzeczą była doskonała produkcja, wykorzystująca wszystko, co było możliwe. Co najciekawsze, potrafiła zadowolić wszystkich - zarówno zwykłego, przeciętnego słuchacza jak i konserwatywnego fana rapu. Większość beatów wyszła spod ręki samych członków Refugee Camp, którzy to udowodnili jakimi są to uniwersalnymi postaciami. Swoje dołożyli też Diamond D i Salaam Remi, który wyprodukował pierwszy singiel.

Jak już wspominałem, podobnie jak i w muzyce, Fugees mieli dużo, a nawet bardzo dużo do zaoferowania w rapie. Nie były to kolejne gangsterskie opowieści czy puste historyjki. Najbardziej imponowała Lauryn Hill, która to z miejsca stała się jedną z najlepszych raperek, a jak się okaże kilka lat później, krytycy będą się głowić czy nie jest aby tą "naj". Mocno pokazał się także Pras dissując w "Zealots" Jeru linijką "No matter who you damage, you're still a false prophet". Przerodziło się to potem w drobny konflikt, Damaja tylko co odpowiedział w "Me or the Papes" i "Black Cowboys" na Wrath of the Math (skądinąd świetnym albumie). Nie wolno zapomnieć też o Wyclefie, człowieku który nie tykko potrafi świetnie rapować, ale także śpiewać.

Członkowie Fugees chwilę po wydaniu The Score postawili na kariery solowe i... wyszło im to na dobre. Wyclef Jean nagrywa do tej pory, z różnym skutkiem, choć jego pierwszy solowy album - podwójnie platynowy The Carnival - odniósł spory sukces artystyczny i jego poziom był porównywany do drugiej płyty macierzystej grupy. Lauryn Hill w '98 roku dała świata genialny The Miseducation of Lauryn Hill. Gorzej wiodło się natomiast Prasowi. W tym samym roku co Lauryn z Carlosem Santaną objaśniała światu drogę na Syjon, "wyskoczył" z hitowym singlem "Ghetto Supastar (That Is What You Are)". Jego solowe albumy były tak słabe, że nie warto nawet przypominać ich tytułów.

Czternaście lat wszyscy czekają na nowy album Fugees. Nadzieja pojawiła się po ostatniej katastrofie na Haiti, skąd pochodzą Wyclef i Pras. Chodzą pogłoski, że w "ramach pomocy" wszyscy mają nagrać wspólny kawałek. Sprawa dość wątpliwa, zważywszy na wcześniejsze dość poważne konflikty w obozie Refugee. Póki co pozostaje się delektować The Score - jednym z najgenialniejszych stricte mainstreamowych materiałów. I co truskule? Mainstream nie musi być wcale taki głupi.

Wokale:
Lauryn Hill, Pras, Wyclef Jean, Omega, John Forté, Diamond D, Pacewon, Rah Digga, Young Zee, DJ Red Alert, Sly & Robbie, Akon.

Produkcja:
Wyclef Jean, Lauryn Hill, Pras, Shawn King, Jerry Duplessis, Salaam Remi, John Forté, Diamond D, Handel Tucker.

7 komentarzy:

  1. Ten album jest zajebistością i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. klasyk od tylu lat. ostatnio kupiłem za 5,50 haha

    OdpowiedzUsuń
  3. I love Lauryn!
    album stawiam na równi z miseducation. solowa płyta jest bardziej równa ale to fugees dostarczyło więcej hitów. tak czy owak obie płytki genialne

    OdpowiedzUsuń
  4. Są dobre, ale ten "czternastolatek" jest zdecydowanie lepszy.

    dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja wyżej od solo Lauryn stawiam The Carnival, które to jest minimalnie słabsze od The Score IMO.

    OdpowiedzUsuń
  6. 'The Score', z wymienionych tutaj płyt, jest jak dla mnie najlepsza. Sentymentalnie wracam jednak do 1994 roku. Mimo tych wszystkich hiciorów od 'Ready Or Not' do 'Fu-Gee-La', album 'Blunted on Reality'sprawia, że wracam do niego zdecydowanie częściejniż do 'The Score'...

    OdpowiedzUsuń