KRS-One
KRS-One
Jive Records, 1995
Całkiem niedawno, KRS-One wydał "nowy" album. W cudzysłowie, bo nic nowego zapewne tam nie usłyszymy. Od kilkunastu lat, ta legenda, jest jedną z najnudniejszych na scenie. Do albumów wydawanych od nowego milenium roku wzwyż, nie ma potrzeby wracać. Już I Got Next było zniżką, Sneak Attack porażką i ta ciągłość nie ustępowała. Czy jest sens słuchać na okrągło rapu o rapie?
Z solowych dokonań, godnymi uwagi są tylko trzy pierwsze jego płyty. Return of the Boom Bap i KRS-One są słusznie nazywane klasykami. Wątpliwości można mieć do I Got Next. Nie takie, czy jest klasyczne, czy też nie (bo nie jest), ale czy to dobry album? Jak dla mnie jest to jedna z największych zagadek. Bardzo dobre produkcje mieszają się z tymi katastrofalnymi, mimo obecności Muggsa, Showbiza czy Diddiego w życiowej formie. Lirycznie znowu kopia samego siebie, ile można? Lepiej cofnąć się dwa lata wstecz, do największego solowego dokonania tej legendy - bo tak trzeba mówić o tym człowieku.
Treściowo rewolucji nie ma żadnej. W większości jest przede wszystkim o hip-hopie, co już sugerują tytuły: "Rappaz R. N. Dainja", "Wannabemceez", "Represent the Real Hip Hop" czy też legendarny "MC's Act Like They Don't Know". Poza tym kontynuacja tematyki z Edutainment i Ghetto Music: The Blueprint of Hip-Hop. Dwa najczęściej powtarzane słowa na KRS-One? Postawiłbym na "knowledge" i, uwaga!, "hip-hop". Pewno bym się nie pomylił.Warto odnotować wszystkie wstawki z udziałem innych raperów oraz twórców kultury, takich jak Chuck D, Grand Wizard Theodore, Lord Finesse, Mr. Magic czy dawny przeciwnik MC Shan.
Z pomocą przychodzą też oczywiście goście. Są podopieczni rapera - Channel Live, jest Mad Lion, coraz śmielej sobie poczynający oraz "przygotowujący" się do The Coming Busta Rhymes oraz mocny wtedy (i tylko w tamtym okresie) Fat Joe. Nie przeszkadzają, są raczej uzupełnieniem popisów gospodarza. Na absolutnych wyżynach, tych samych co Lawrence, są panowie z Das EFX, toczący wyrównaną "batalię" w "Represent the Real Hip-Hop".
Dlaczego s/t jest lepszy niż Return of the Boom Bap? Dzięki beatom, a zwłaszcza... samemu raperowi. Kilka lat wcześniej, jego produkcje na pierwszych albumach Boogie Down Productions musiały imponować. Zniżka formy pojawiła się na pierwszym solowym albumie. Muzyka zdecydowanie odstawała od tej, którą stworzyli Premier i Showbiz (którzy są także obecni tutaj na genialnych ""Rappaz R. N. Dainja", "MC's Act Like They Don't Know" i "Represent the Real Hip Hop") oraz Kid Capri. Tym razem Lawrence Parker spisał się świetnie, z mocnym "Free Mumia" na czele. Dodajmy do tego Diamonda D oraz mniej znanych: Big French Productions oraz Norty'ego Cotto - autora najlepszego podkładu do "R.E.A.L.I.T.Y.". Jedynym minusem, dość poważnym, jest... znowu raper. "Hold" jest najzwyczajniej w świecie przeciętne i w obecności pozostałych podkładów po prostu ginie.
A co byście powiedzieli na takie ksywki jak Pete Rock, Kid Capri, Freddie Foxx, Kenny Parker, Domingo czy Kenny Dope? Są to osoby, które współpracowały nad albumem, ale z różnych przyczyn ich produkcje nie zmieściły się na KRS-One. Można trochę żałować, zwłaszcza tych dwóch pierwszych. A może coś z Original Baby Pa pochodzi z sesji na tę płytę? Możliwe, że z Center of Attention. Z samym Kid Caprim, Krzychowi zawsze wychodziły bardzo dobre rzeczy. Nie ma co gdybać, i tak jest się z czego cieszyć.
Obecnie KRS-One jest jednym z najnudniejszych MC's na scenie. Tak jest od lat, ale warto cofnąć się kilka lat wstecz, żeby zobaczyć jak się kiedyś mówiło o czymś, co się teraz znowu powtarza, w 2010 roku. Po co psuć sobie radość ze słuchania muzyki, słabymi i przeciętnymi produkcjami, skoro w 1995 roku ta sama treść była podana w kilka razy lepszej formie? Jeden z kanonów i obowiązkowych albumów na półce. Polujcie, bo to groszowa sprawa, choć prawdziwe miano równa się wyrazowi "bezcenny".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz