sobota, 27 grudnia 2008

Scarface - The Diary


Scarface
The Diary
Rap-A-Lot Records, 1994








Scarface zawsze był tym "bardziej inteligentnym gangsta", fani rapera zapewne wiedzą o czym mówię. Pierwszoosobowe narracje wzniesione na wyżyny, zanim jeszcze Biggie wydał swój klasyczny, boski itd. Ready To Die. Zaglądanie wgłąb ludzkiego umysłu, mroczny storytelling i czarne poczucie humoru - ot, cały Scarface, ten który będąc na początku działalności DJ'em w Geto Boys okazał się lepszym raperem niż razem wzięci pozostali członkowie ekipy z Houston.

Przyszedł w końcu czas na solowy debiut w postaci Mr. Scarface Is Back - niezapomniana opowieść z getta z 1991 roku. Po dwóch latach bohater dzisiejszej recenzji wydaje co najwyżej średni materiał w postaci The World Is Yours, a po roku mamy już do czynienia z jedną z najlepszych rapowych płyt, jakie kiedykolwiek się ukazały. Proszę państwa, przed Wami The Diary - prawdopodobnie najwybitniejsza płyta hip-hopowa z południa Stanów Zjednoczonych.

"It's ninteen-ninety-foe and we up against the same shit
I nevah understand why
I could nevah seen a man cry, till I seen that man die"

Cała tematyka kręci się wokół jednego - strzelaniny, dziwki, kradzieże, rozboje itd. Wielu powie, że to samo co u 50 Centa, racja, tylko to jest takie samo porównanie jak zestawienie w jednym szeregu Dana Browna i Lwa Tołstoja. Brad Jordan jest jednym z najlepszych liryków w historii tej muzyki i całą swoją klasę potwierdza na tym albumie. Nie gorzej wypada inny przedstawiciel tego nurtu - Ice Cube, w "Hands Of The Dead Body" ze świetnym refrenem Devina na cudownym beacie. Brzmienie, o które zadbali Mike Dean, N.O. Joe i sam Scarface jest bardzo bliskie G-Funkowi. Nie jest to czysty G, jak w przypadku Doggystyle czy The Chronic, ale rhodesy są wszechobecne niemalże w każdym kawałku. Sampling został ograniczony, perkusja jest charakterystyczna dla brzmień z południa USA. Wszystko buja aż miło. Czysta inspiracja stylem G.

Jedno z najważniejszych gangsterskich rap dzieł w historii - o tym wspominałem na samym początku. Magazyn Rolling Stone jest mówiąc szczerze, trochę nieprzychylny w stosunku do rapu (Illmatic dostał 4 gwiazdki, a 3 Feet High And Rising...3!), ale The Diary zasłużyło u nich na 4,5 gwiazdki na 5 możliwych. Maksymalne noty w dwóch najważniejszych magazynach hip-hopowych w Stanach - The Source oraz XXL. Ta płyta to jest przeciwieństwo moich upodobań w rapie, a mimo to, dostaje ode mnie maksymalną ocenę, mimo że jestem fanem bardziej klasycznych brzmień, bliżej klimatów nowojorskich niż kalifornijskich itd. Wielka rzecz, wielkiego rapera - dosłownie i w przenośni.

Wokale:
Scarface, Ice Cube, Devin The Dude.

Produkcja:
Scarface, Mike Dean, N.O. Joe, Uncle Eddie.

Ocena: 10 / 10

4 komentarze:

  1. Słaba recenzja, chyba mało przemyślana i pisana troche na sile. Po przeczytaniu miałem wrażenie, że nawet nie słyszałeś tej płyty. Nic ciekawego, same banały. Więcej refleksji mniej wikipedii.

    OdpowiedzUsuń
  2. racja, chyba znizka formy...

    OdpowiedzUsuń
  3. ale plyta wyjebana, zapomnialem dopisac xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Recke pisałem "na szybko" i jest nie najlepsza, fakt, a opublikowałem ją, żeby zachować sobotni cykl.

    Niby miałem komputer cały czas włączony, ale miałem zupełnie inne zajęcia do roboty:( Następne już będą "normalne", pisane przez cały tydzień, nie na ostatnią chwilę:)

    Dzięki za krytyczne uwagi, pozdro dla Was obu!

    OdpowiedzUsuń