
Joe Budden
Escape Route
Amalgam Digital, 2009
James Brown był jednym z najbardziej, albo i najbardziej zapracowanym człowiekiem w branży muzycznej. Ilość wydawanych albumów rocznie była zdumiewająca. Wystarczy spojrzeć na releasy w roku 1966 bądź 1968. Najważniejsze jednak, że w przypadku mistrza (bo inaczej nie można go nazwać) ilość szła w parze z jakością. W hip-hopie jedną z takich postaci jest bez wątpienia MF Doom. Rok 2003 i od razu nasuwają się na myśl projekty takie jak Take Me to Your Leader, Vaudeville Villain i cztery części Special Herbs. Mamy 2009 rok i przychodzi pora na Joe Buddena.
Początek roku to mocny beef z Saigonem i wydanie dobrego Padded Room. Recenzowałem tę płytę i z perspektywy czasu, myślę że ocenę końcową podniósłbym o jedno oczko. Przyjemny, mainstreamowy materiał, wpadający w ucho, z różnym poziomem beatów, które są najsłabszą stroną krążka. Przychodzi 11 sierpnia 2009 i swoje premiery mają dwa albumy, za które odpowiada Budden: self-titled Slaughterhouse, o którym napiszę coś więcej za kilka dni oraz Escape Route - kolejne solowe dzieło rapera. A trzeba wspomnieć, że już niedługo, prawdopodobnie w październiku, swoją premierę będzie miał The Great Escape. Zgadnijcie kto go nagrywa.
Joe Budden jest świetnym raperem - to wiadomo od dawna. Jedną z największych dla mnie zagadek jest to, jak koleś o takim potencjale na głównej scenie, nie może odnieść zasłużonego sukcesu? Dobry debiut był dopiero wstępem do tego wszystkiego, bardzo dobre mixtapy i pierwszy tegoroczny album tylko potwierdziły jego mistrzostwo, podobnie jak Slaughterhouse, choć tu akurat w mniejszym stopniu. A jak jest z Escape Route? Jest to kontynuacja poprzednika - Padded Room. Znowu teksty najwięcej oscylują wokół emocji i może nie jest tak dobrze jak parę miesięcy temu, to jednak jest to wielka klasa. Dodawać nic nie trzeba.
Standardowo już dobór beatów jest średni. Połowa albumu jest mdła, "jako-tako" znośna. Można to przeboleć, bo wszystko wynagradza gospodarz. Prawdziwe "slaughterhouse" zaczyna się na "We Outta Here". Dosłownie i w przenośni. Nie dość, że z wizytą wpadają Royce, Crooked I i Joell Ortiz, to na dodatek wszystko podane na kapitalnym beacie StreetRunnera. Wiele spodziewałem się po 9th Wonderze, ale wypadł jak na swoje możliwości co najwyżej średnio. Dodatkowo utwór jest już znany, bo pochodzi z jego mixtapu nagranego wraz z Wale. Budden zawsze też ma na płycie jeden-dwa takie podkłady, które dosłownie niszczą wszystko wokół. Tutaj apogeum nazywa się "Good Enough" od nieznanego szerzej Jareda F. Absolutnie jedna z najlepszych produkcji tego roku, zdecydowanie wybijająca się wśród innych.
Co jest lepsze: Padded Room czy Escape Route? Chyba minimalnie ta pierwsza, choć podobieństw jest mnóstwo. Tam było "Pray for Me", tutaj jest "Good Enough". Pozostałe beaty są średnie/słabe. Tam gościnnie Game, tutaj Slaughterhouse, jeśli mówimy o tej górnej półce na głównej scenie. Wszystko to łączy Joe Budden - patrz pierwsze zdanie trzeciego akapitu. Jestem fanem kolesia od jakiegoś czasu i z wypiekami na twarzy czekam na każdy jego projekt. Następny album mają produkować Pete Rock, DJ Khalil, Black Milk i The Alchemist. On zasługuje na podkłady od najlepszych i w końcu mu się to udało. A przystawką niech będzie ten album - przyjemna płyta. Aha, 3:0 dla Lecha będzie.
Wokale:
Joe Budden, Royce Da 5'9", Joell Ortiz, Crooked I, Young Chris, Wale.
Produkcja:
The Worxxx, Young McFly, Jared F., Delinquent, J. Cardim, StreetRunner, Chad West, 9th Wonder, Bink!.
Ocena: 6 / 10
Forgive Me, State of You, Good enough dla mnie 3 najwieksze petardy na plycie
OdpowiedzUsuń