T.I.
Paper Trail
Grand Hustle, 2008
70%
Wszyscy wiedzą, że King jest najlepszy, ale gdyby było dane mi wybierać (dam samemu sobie ten zaszczyt i wybiorę) album numer 2 w dyskografii obecnego* króla południa (chyba), to postawiłbym na Paper Trail.
Rozpoczyna się przyjemnie, w okolicach 7 minuty przychodzi najlepsze dokonanie T.I.P'a - "Ready for Whatever", potem przyzwoity "On Top of the World", aż zaczyna się koszmar w postaci "Live Your Life". Nikt poważnie myślący nie podejrzewałby Just Blaze'a o wykorzystanie sampli z... "Dragostea Din Tei". Dopełnieniem tej, hmm, wesołej piosenki jest śpiew Rihanny. To, czy ma talent, czy też nie, jest sprawą drugorzędną - łącznie z tragicznym beatem, skowyt pani z Barbadosu psuje dobry występ gospodarza. Później bywa różnie, imprezowicze powinni czuć się wniebowzięci, innym radziłbym zwrócić uwagę na "Swagga Like Us", bądź co bądź, jeden z najlepszych bangerów ostatnich lat.
Aha, jeśli ktoś interesuje się grafiką, okładkami itd., to wie, że cover to bardzo mocna sprawa.
* czyli nie starych: skarfejsa czy bana bi.
a prawda jest taka, ze t.i. skonczyl sie po "kingu".
OdpowiedzUsuńOdświeże sobie dzisiaj tą płytę, bo dawno nie słuchałem, a jest całkiem spoko.
OdpowiedzUsuń