
Rakim
The 18th Letter
Universal, 1997
"Once again, back is the incredible" - te słowa Chucka D idealnie obrazują wieści o powrocie Rakima. Pięć lat od wydania Don't Sweat the Technique, ostatniego albumu rapera w duecie z Ericiem B., przyszła pora na solowy debiut samozwańczego Boga mikrofonu. Jak zwykle w takich wypadkach oczekiwania były olbrzymie i Rakim jako jeden z nielicznych może powiedzieć, że nie zawiódł.
"The rebirth of hip-hop'll be dropped now, cause the crowd didn't hear original in a while" - "It's Been A Long Time"
W dzisiejszym czasach, popularnym zwyczajem jest zapraszanie jak największej ilości gości i wypełnienie nimi 90% tracklisty (np. The LAX Game'a). Rakim tak nie zrobił i chwała mu za to. Na The 18th Letter nie ma ani jednego (!) featu, nie licząc chórku Nneki w "Stay A While". Może się to wydawać dziwne, ale ani przez chwilę nie jest monotonnie z powodu słuchania ciągle tego samego głosu. Umiejętności Ra ma legendarne, więc rozpisywanie się na ten temat nie ma sensu. Wachlarz tematów jest dość szeroki, historie są opowiedziane w taki sposób, że... No właśnie, "The 18th Letter (Always And Forever)", "New York (Ya Out There)" i najmocniejszy na albumie "The Saga Begins" zapierają dech w piersiach. Kolejnym mocnym punktem zawsze były i, nie inaczej na tym krążku, są przechwałki rapera - "I control the crowd, you know I hold it down" - i wszystko jasne. Po prostu, Rakim jest najlepszy w swoim fachu i tego się trzymajmy.
Są tacy raperzy, którzy pstrykną palcami i mają zapewnione najlepsze beaty. Niewielu takich jest, ale Griffin wiedział do kogo się udać. Premier i Pete Rock od zawsze byli wyznacznikami jakości, czego potwierdzeniem są odpowiednio "New York (Ya Out There)" oraz "The Saga Begins". Zupełnie mnie nie przekonuje natomiast podkład Preema w "It's Been a Long Time". Jest to już kwestia mojego gustu (tyle odsłuchów i ni chuja, nie podoba się...), nie spotkałem się jeszcze z opinią negującą bossostwo tego beatu. Zostałem osamotniony i nie powiem, trochę głupio mi z tego powodu. Swoje pokazał też DJ Clark Kent będący w tamtym czasie w szczytowej formie swojej kariery. Nowy Jork, niggas, New York! Klimat tego miasta dodatkowo zapewnili Nic Wiz, Mo-Suave-A, Naughty Shorts, Bill Blass i Father Shaheed i wcale nie odstają od bardziej znanych kolegów.
Gdybym miał kiedykolwiek wybierać największy powrót w historii hip-hopu z całą pewnością bym postawił na The 18th Letter. Album jest tylko potwierdzeniem mistrzostwa Rakima. Ani wcześniej, ani później nie było lepszego od niego. Wielu było blisko, właśnie - "było" - a to już nie to samo. Być na samym szczycie od przeszło 20 lat. Co to jest? Fenomen? Tak. Coś jeszcze? Nie, Bóg jest tylko jeden i niech tak już zostanie. Guess who's back, nigga?
"The rebirth of hip-hop'll be dropped now, cause the crowd didn't hear original in a while" - "It's Been A Long Time"
W dzisiejszym czasach, popularnym zwyczajem jest zapraszanie jak największej ilości gości i wypełnienie nimi 90% tracklisty (np. The LAX Game'a). Rakim tak nie zrobił i chwała mu za to. Na The 18th Letter nie ma ani jednego (!) featu, nie licząc chórku Nneki w "Stay A While". Może się to wydawać dziwne, ale ani przez chwilę nie jest monotonnie z powodu słuchania ciągle tego samego głosu. Umiejętności Ra ma legendarne, więc rozpisywanie się na ten temat nie ma sensu. Wachlarz tematów jest dość szeroki, historie są opowiedziane w taki sposób, że... No właśnie, "The 18th Letter (Always And Forever)", "New York (Ya Out There)" i najmocniejszy na albumie "The Saga Begins" zapierają dech w piersiach. Kolejnym mocnym punktem zawsze były i, nie inaczej na tym krążku, są przechwałki rapera - "I control the crowd, you know I hold it down" - i wszystko jasne. Po prostu, Rakim jest najlepszy w swoim fachu i tego się trzymajmy.
Są tacy raperzy, którzy pstrykną palcami i mają zapewnione najlepsze beaty. Niewielu takich jest, ale Griffin wiedział do kogo się udać. Premier i Pete Rock od zawsze byli wyznacznikami jakości, czego potwierdzeniem są odpowiednio "New York (Ya Out There)" oraz "The Saga Begins". Zupełnie mnie nie przekonuje natomiast podkład Preema w "It's Been a Long Time". Jest to już kwestia mojego gustu (tyle odsłuchów i ni chuja, nie podoba się...), nie spotkałem się jeszcze z opinią negującą bossostwo tego beatu. Zostałem osamotniony i nie powiem, trochę głupio mi z tego powodu. Swoje pokazał też DJ Clark Kent będący w tamtym czasie w szczytowej formie swojej kariery. Nowy Jork, niggas, New York! Klimat tego miasta dodatkowo zapewnili Nic Wiz, Mo-Suave-A, Naughty Shorts, Bill Blass i Father Shaheed i wcale nie odstają od bardziej znanych kolegów.
Gdybym miał kiedykolwiek wybierać największy powrót w historii hip-hopu z całą pewnością bym postawił na The 18th Letter. Album jest tylko potwierdzeniem mistrzostwa Rakima. Ani wcześniej, ani później nie było lepszego od niego. Wielu było blisko, właśnie - "było" - a to już nie to samo. Być na samym szczycie od przeszło 20 lat. Co to jest? Fenomen? Tak. Coś jeszcze? Nie, Bóg jest tylko jeden i niech tak już zostanie. Guess who's back, nigga?
Wokale:
Rakim, Nneka Nneka.
Produkcja:
Father Shaheed, DJ Premier, DJ Clark Kent, Pete Rock, Nic Wiz, Naughty Shorts, Bill Blass, Mo-Suave-A.
Ocena: 9 / 10
przyznam, że nie słuchałem płytki, ale jest na mojej liście "do ściągnięcia i wrzucenia na plejera". Za to na pamięć znam "The Master" i nie wątpię, że Ra nie zawodzi
OdpowiedzUsuńThe Master jest o wiele słabszy względem beatów w stosunku do The 18th Letter, bo teksty jak to u Rakima - wiadomo.
OdpowiedzUsuń^^ Masterowi bym dał 7/10.
OdpowiedzUsuńCholera, dopiero co przyszła mi paczka z "Mecca And The Soul Brother" a już muszę po raz kolejny złożyć zamówienie w fan.pl ...
OdpowiedzUsuń