czwartek, 27 sierpnia 2009

Pete Rock - NY's Finest


Pete Rock
NY's Finest
Nature Sounds, 2008








Tak pisałem o tej płycie robiąc podsumowanie roku i umieszczając ją na dziesiątym miejscu wśród największych rozczarowań:

"Mój osobisty zawód. NY's Finest promowały bardzo dobre single (m.in. "914"), jednak album jako całość, jest co najwyżej średni. Od Pete Rocka zawsze wymaga się bardzo dużo, prawie nigdy nie zawodzi, ale te "prawie" przyszło 26 lutego - w dzień premiery płyty. Beaty są klasyczne, bujają, ale niektórzy goście zawalili sprawę np. Jim Jones. Źle nie jest, ale to LP nie przyciąga na długo - to jest największa wada NY's Finest. Sprzedaż także jak na Pete Rocka słaba - raptem trochę ponad 3500 egzemplarzy w pierwszym tygodniu. Wiadome jest jedno, Peter Phillips nie nagra już takiego materiału - będzie lepiej. Wypadek przy pracy."

Tak pisałem w jednym z komentarzy na blogu Reva:

"(...) Ja osobiście najbardziej lubię Pete Rocka - mimo ostatniego "wyskoku" jakim był NY Finest."

Tak mi odpowiedział na powyższe zdanie niejaki rewind:

"ty bartkos87... Co za wystepy?! Najlepszy winyl! NY's Finest i We Roll to jest KURWA MAC. Gangsta Boogie, The PJ's ... tego sie nie zapomina. (mozna wymienic wszystkie kawalki z plyty).

Ale zgodze sie co do reszty. Dla mnie Pete Rock jest lepszy. Nie wiele... ale jest."

Oczekiwania wobec tej płyty miałem olbrzymie. Żadna tegoroczna produkcja, nawet Jay czy TeTris, nie mogą się z tym równać. Pierwszy odsłuch i co? Zawód niemalże adekwatny do poziomu wyczekiwania. Drugi odsłuch i ponownie to samo. Odstawiłem to i pomyślałem, że chyba nie wrócę za szybko do tej pozycji, ale...

Niedawno na YouTube trafiłem na "We Roll". Zajebiste. Szukam w pamięci skąd to może pochodzić. Jim Jones i Max B to już mała podpowiedź. Jim Jones, Jim Jones... Ten z Dipsetów i ten co miał na pieńku z Jayem? No ten. A, już wiem. NY's Finest. Pan Jones był dla mnie małą podpowiedzią. Pamiętam, że mocno się zdziwiłem widząc po raz pierwszy tracklistę tego albumu. Członek The Diplomats na solo Pete Rocka? Dziwne. Max B też jakoś mi nie pasował. Inną sprawą jest to, jak ten numer mógł mi się nie spodobać kilka miesięcy temu. Jeszcze kilka razy pod rząd ten utwór mi się przewinął i postanowiłem odświeżyć sobie ostatni album mojego ulubionego producenta.

"James Brown the sole creator and true godfather of hip-hop and funk, thank you for your musical inspiration, you live on in our hearts forever, and everyone else who gave their life for hip hop and music."

Takie oto zdanie jest napisane we wkładce albumu. Zdecydowanie wyróżnia się spośród innych, nie tylko kolorem czcionki, ale i treścią. Nie są to kolejne pozdrowienia dla swoich dzieci, narzeczonej, Marley Marla, Premiera, Bomb Squadu czy J Dilli. Tu mistrz wspomina swojego mistrza. O Jamesie Brownie Pete wspomina także na początku "Till I Retire". A jakby tego było mało to wystarczy spojrzeć na okładkę NY's Finest. Dla niektórych będzie ona znajoma, dla tych co nie wiedzą jednak o co chodzi, niech sprawdzą to.

Oczywiście już patrząc na sam cover, można się domyślać co będzie na płycie. Coś z Jamesa Browna. Prawdę mówiąc nie wiem czy Phillips wykorzystał jakieś sample mistrza funku/soulu, nie rozpoznałem nic, we wkładce także nic nie jest o tym napisane, w internecie też nie znalazłem. Inną sprawą jest to, że akurat słabo znam Hell, słyszałem to raptem raz i nie przypadło mi do gustu. Zdecydowanie wolę inne pozycje Browna. A wracając do brzmienia, jest to stary, dobry Pete, ze swoimi megacharakterystycznymi "We Roll" i "914". Mnóstwo zapożyczeń ze wspomnianych dwóch gatunków, choć tym razem jakby trochę mniej jazzu. Jest dobrze, choć jest jeden mały szczegół, który mi się nie podoba. Może nie szczegół, bo w końcu to jest cały track. Chodzi mi tu o "Don't Be Mad". Nigdy nie lubiłem rytmów reggae w rapie i prawdopodobnie nigdy ich nie polubię (nie to, że nie lubię korzennych rzeczy, lubię, ale nie w hh). Pretensji do Skały mieć o to nie mogę, ponieważ... nie on jest autorem podkładu. Autorem jest DJ Green Lantern. Na tle całej płyty ten utwór wyróżnia się in minus, zdecydowanie psując klimat.

Jeśli o muzykę w wykonaniu Pete Rocka można w zasadzie zawsze być spokojnym, to z jego rapem jest już różnie. Umiejętności ma, powiedzmy że takie, które trzymają się normy. Nie zachwyca, nie przeszkadza. Z tekstami również, choć czasem korzysta z pomocy ghostwriterów. Goście, których zawsze zapraszał na swoje solowe albumy, byli absolutnie pierwszą ligą. O.C., Black Thought, C.L. Smooth, Big Pun, Pharoahe Monch, Mad Skillz, GZA i wielu, wielu innych. Na NY's Finest z takowych są praktycznie tylko Redman i Raekwon. Są też inne legendy jak ekipa Lords of the Underground czy Masta Killa, ale to nie ten poziom (choć wysoki) co wspomniana dwójka, z całym dla nich szacunkiem. Tym razem w większości gospodarz postawił na młodych gniewnych, niedocenionych, bądź postacie uznane w undergroundzie. Ponownie są Little Brother, ten, który spisał się najlepiej i na którego pełne LP czeka cały świat, czyli Papoose, Styles P z Sheek Louchem z Loxów, czy Renee Neufville z Zhané.

NY's Finest jest idealnym przykładem na to, jak "ten" rap, może brzmieć jak "tamten". Jest w ten sposób odpowiednią pozycją dla tych, którzy brzydzą się hh sprzed powiedzmy 15 lat (o dziwo są też tacy) i nie chcą sprawdzać starszych produkcji. Może to ich zachęci do sięgania coraz głębiej? Ci co znają produkcje Pete Rocka na pamięć raczej zawiodą się tym albumem, choć takie "We Roll" (absolutnie mistrzowski utwór) i "Comprehend" są kwintesencją jego stylu. Wszystko to jednak gdzieś już było, nic odkrywczego, raczej powielanie tych samych schematów. Nie jest źle, bo wciąż jest to klasa sama w sobie, ale dla nich jest to też płyta na dwa-trzy razy i idzie w odstawkę.

PS.
NY's Finest jest moją pierwszą płytą, która przybyła do mnie z Japonii (przez pośrednictwo sklepu Step). Jak to wygląda? Dwie książeczki - jedna standardowa, druga japońska w formie plakatu, a w niej wszystkie tracki opisane tymi szlaczkami. Dodatkowo ta "banderola" na boczną krawędź pudełka. Myślałem, że jest to przyklejone, jednak nie, po prostu nakładane na grzbiet. No i samo tłoczenie - czytałem kilka razy, że wydania JP mają je świetne. Tak jest, płyta jest doskonale wyważona, nieźle porobione napisy itd. Tu foto w razie jakby co. Straho - prosiłeś, więc masz.

Wokale:
Pete Rock, Jim Jones, Max B, Sheek Louch, Styles P, Royal Flush, Redman, LD, Chip Fu, Rene, Little Brother, Lords of the Underground, Rell, Raekwon, Masta Killa, Tarrey Torae, Papoose, Roc Marciano (bonus w wersji japońskiej).

Produkcja:
Pete Rock, DJ Green Lantern.

Ocena: 6 / 10

7 komentarzy:

  1. Proste, że wydania japońskie rulez. Ostatnio Redmana sobie kupiłem właśnie z edycji azjatyckiej i ponownie się przekonałem, jaka to zajebista sprawa. Szkoda tylko, że w większości trzeba wypatrywać na zajebiste okazje i przeceny, bo cenowo to jednak też przepaść...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nom. Patrze nieraz na Fanie na releasy JP i cena 100-150 zł, niekiedy prawie 200, jest niestety nie na moją kieszeń. Ale tego Pete Rocka dorwałem za 35 zł. Dowód poniżej:

    http://www.allegro.pl/show_item.php?item=711290260

    Nówka w fabrycznej folii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie dzięki ;)

    Jak będę robił zakupy na ich stronie, to chyba wezmę Pete'a, ale niestety nie teraz, bo dopiero co wydałem niemalże 200 zł na płyty od nich na Allegro i poczekam na przypływ gotówki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni mają teraz Soul Survivor II za 23 zł...

    http://www.allegro.pl/item723169672_pete_rock_talib_kweli_rza_soul_survivor_ii_cd.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Oks / Blacksoul8927 sierpnia 2009 20:02

    akurat Soul Survivor II kupiłem w Fanie też za jakieś nieduże pieniądze :) lubie ich wyprzedaże, po za tym za przesyłkę nie muszę płacić;D

    PS. z wydaniami japońskimi mogłobyć lepiej u nas, bo z tego co pamiętam mieliśmy być drugą japonią hehehe ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Blacksoul, dlaczego nie musisz płacic za przesyłke na fanie ?? mają od jakiejś sumy darmową czy inny powód ??

    OdpowiedzUsuń
  7. Oks jest pewno z Kielc, bo jest kibicem Korony ;)

    OdpowiedzUsuń