
Wczoraj na jednym z portali społecznościowych jeden z moich znajomych podał swoją piątkę artystów, których chciałby zobaczyć na żywo. 5 to trochę mało, ale jako pan oraz władca tego miejsca mam możliwość powiększenia tej liczby, postanowiłem skorzystać z tego przywileju i powiększyć listę do standardowej ilości, czyli 10. Ograniczyłem się tylko do hip-hopu, ponieważ o nim ten blog w głównej mierze traktuje. Ciekawskim powiem, że w "niehiphopach" znalazłyby się z całą pewnością Pink Floyd, Curtis Mayfield, Marvin Gaye, The Beatles, Björk, D'Angelo, Miles Davis, Sly & The Family Stone i Parliament. Części z nich nie będę widział z oczywistych względów, pozostałych może kiedyś... Kto wie?
Postawiłem tylko na raperów z USA z prostego powodu: z nimi jest trudniej. Z Polski tego kogo chciałem posłuchać to już słyszałem, zostało jeszcze paru, ale z tym nie powinno być problemu. Gorzej z kolebką rapu, więc większość tutaj obecnych pozostaje w sferze marzeń, która i tak nie zostanie zrealizowana, jak N.W.A., Native Tongues czy D.I.T.C.
Nie przeciągając... Postanowiłem przyznać dwa miejsca specjalne. Te dwie postacie, które się tu znalazły są absolutami. Mówiąc krótko: mijają się z wszystkimi rankingami.
Waszka GMiały być postacie tylko ze Stanów. Baa, nie znalazło się tu nawet francuskie IAM, których chciałbym koniecznie obejrzeć na żywo w Egipcie pod piramidami (jak
tutaj np.). Zawsze są jednak wyjątki od reguły, więc jednym z takowych jest pewien Damian z Inowrocławia, szerzej znany jako Waszka G.
Oczywiście chciałbym usłyszeć na żywo masakryczny diss na Przybora (najlepiej kiedy ten konfi stoi pod sceną, a tłum czeka na magiczne słowo pana D.), "Biedaków" czy klasyczne "Życie Ostre Jak Maczeta", jednak najważniejsze są dwie sprawy. Pierwsza to, że chciałbym widzieć jak to nawija się do maczety, a druga czy naprawdę można być tak głupim.
Jay-ZHova nie trafia na właściwą listę z jednego względu - posłuchać go live to mus, więc jedno miejsce od razu się zwalnia. Poza tym jest to mój ulubiony raper - to jest drugi powód (i ten ważniejszy), dla którego tu nie trafia. To jest oczywiste marzenie. Kilka numerów z Reasonable Doubt, pierwszego Blueprinta i Black Album - to tak na początek bym poprosił. Najlepiej niech zacznie od "Can't Knock the Hustle", potem "99 Problems" i "Encore". Chwila spokoju w postaci "Girls, Girls, Girls" i jestem wniebowzięty. W miarę coraz lepszego (i tak już doskonałego) show niech będzie American Gangster. A reszta? Cóż, w jego przypadku może grać swoje najsłabsze numery, które i tak wyprzedzają o lata świetlne konkurencję. Kto nie wierzy niech sprawdzi koncert Unplugged nagrany z The Roots albo klasyczny Fade to Black. Aha, i ten diament na sam koniec - musi być obowiązkowo!
Czas na właściwą listę. Wybór był trudny, kilkunastu artystów musiało obejść się smakiem. Wybór subiektywny, proszę nie pisać dlaczego nie ma tego, zamiast tego itd. No i kolejność alfabetyczna. Jedziemy. Daje każde pieniądze za ich występy.
BlackaliciousGift of Gab bez Chief Xcela jest jak Lech bez Jarosława, z tą różnicą, że Blackalicious jest tworem doskonałym, a o partii braci Kaczyńskich tego powiedzieć nie można. Ale odbiegając od polityki i metafor z nią związanych, jedną z pierwszych rzeczy, które przyszły mi na myśl tworząc tą listę był duet z Kalifornii. Jak najwięcej rzeczy z NIA i Blazing Arrow. Parker rapujący na żywo "Cliff Hanger"? To musi być majstersztyk. Pierwsze sekundy w "Making Progress" - musiałbym to zobaczyć, bo słuchając tego w domu to nie wierzę, że nie było ingerencji DJ'a. Niech jeszcze pojawi się Rakaa i będzie się działo w momencie grania "Passion". Na pożegnanie "Supreme People" z The Craft, parę numerów z pierwszego solo Gaba i na koniec secik od Shadowa, który to by pojawił się znienacka na scenie...
D.I.T.C.Sprawa jest prosta - chłopaki niech grają kawałki ze swoich solówek, bo z pierwszego wspólnego albumu zniósłbym tylko "Thick", "Get Yours" i "Way of Life". Druga płyta to już nie tamto D.I.T.C., więc out. Liczyłbym na przechwałki Big L i Lorda Finesse'a, punche Diamonda i rozkminki A.G. i O.C. Większość materiału musiałaby być z solówek poszczególnych postaci, z naciskiem na Jewelz i Funky Technician. Debiut Lamonta za ciężki na koncerty jest. Wybrałem "kopaczy" zamiast Guru i Premiera, dlatego że koncert byłby bardziej różnorodny, a i więcej ciekawych numerów by się znalazło. Z całym szacunkiem dla Gang Starra, sorry. BTW Fat Joe to wack.
Juice Crew"The Symphony" - i wszystko jasne. Najlepszy i najsłynniejszy posse cut w dziejach na żywo jest jedną z rzeczy, które chciałbym zobaczyć i usłyszeć. Cała ekipa na jednej scenie, wolne style Big Daddy Kane'a i Biz Markiego, pierwsze oldscholowe rzeczy od Masta Ace'a i MC Shana itd., itd. A nad tym wszystkim czuwa mistrz - Marley Marl. Nie zapominajmy też o kobietach - Roxanne Shanté. A może jakieś nowe dissy by się pojawiły?
Lil WayneJa doskonale wiem, że Magik jest lepszy od Weezy'iego, a Wu-Tang Clanu to już słuchałeś jak miałeś dwa lata, ale teraz idź się poucz na klasówkę z biologii. Jeśli Lil Wayne to przede wszystkim trzeci Carter. Pozostałe jego płyty są z tych spoko, mnie nie ujęły. Nie zmienia to jednak faktu, że chiałbym zobaczyć jak brzmi na żywo zmienne tempo w "Playing with Fire" czy podśpiewywanie w "Shoot Me Down". W ogóle to całe chore flow przedstawione na scenie to musi być "coś". Dodatkowo parę numerów z gościnnych występów. O tak, to musi być dobre. Show gwarantowane. Tylko proszę, bez T-Paina na scenie...
N.W.A.Nie wykrzykuję pustych haseł pokroju "HWDP" (no OK, "CHWDP" jak kto woli), ale raz w życiu mógłbym zrobić wyjątek. Byłoby to na koncercie N.W.A. w momencie kiedy to Ice Cube bądź Eazy-E nawołuje do sceny do donośnego okrzyku "fuck tha police". Najlepiej przed kordonem policji, która stoi przed sceną. No i ta genialna muzyka, tylko jakby to wszystko miało wyglądać? Muzyka z okresu z Ice Cubem w składzie czy już po jego odejściu? A może mieszanka wybuchowa, czyli to i to? Mi tam pasuje, dobrej muzyki nigdy za wiele, a od niegrzecznych chłopców to już w ogóle. Tylko żebym nie zapomniał zabrać ze sobą swojej Beretty, bo to różnie może być...
Native TonguesMiało tu być samo A Tribe Called Quest, ale poszedłem na łatwiznę i dałem cały kolektyw Native Tongues. Q-Tip i spółka na jednej scenie z De La Soul? Poproszę. Da Bush Babees, Jungle Brothers i Black Sheep? Niech będą. Można wymienić wszystkich po kolei, ale po co? Niech wejdą wszyscy na scenę, najlepiej na jakimś hip-hopowym jamie, przypominającym pierwsze imprezy Kool Herca. No chyba, że ATCQ zapragną zagrać całe Low End Theory, to niech odbędzie się to w jakiejś małej, zadymionej jazzowej kawiarence. A może coś z ich debiutu plus 3 Feet High and Rising? To już otwarty stadion niech będzie. "Rhythm (Devoted to the Art of Moving Butts)" i "Me Myself and I" rozgrzewa stutysięczny tłum - mistrzostwo. Ale nie, jednak nie. Jam będzie najlepszy. Byłoby to coś wielkiego.
OutKastNajlepszy skład hip-hopowy jaki kiedykolwiek powstał. Tak mówię od kilku lat i nie zmieniło tego nawet Idlewild w 2006 roku. Bliższe stylistycznie są mi oczywiście wspomniane już De La Soul czy ATCQ, a nawet Brand Nubian, ale to OutKastów darzę największą sympatią. Cztery wybitne albumy: Southernplayalisticadillacmuzik, ATLiens, Aquemini i Stankonia, jeden świetny w postaci Speakerboxxx/The Love Below i "zakała" jak ich ostatni album (choć takich "zakał" chciałbym jak najwięcej). Konkretny numer, który chciałbym usłyszeć ciężko wskazać. Powiedzmy, że chłopaki losują 20 kawałków z pierwszych pięciu albumów i jestem w siódmym niebie. A jeśli trafi się coś z Idlewild też źle nie będzie, bo wierzę, że po "Chronomentrophobii" zagrają np. "Hey Ya!" albo "Rosa Parks". Najbardziej ciekawi mnie to jak Andre poradziłby sobie z refrenem w "Millennium"... To musi być przebłysk geniuszu. A gościnnie poproszę chłopaków z Goodie Mob.
Public EnemyKoncerty grają świetne i ich wartość historyczna jest spora, więc liczyłbym na powtórkę w obecnych czasach. Chuck D jako główny MC, Flava hypeman doskonały, Terminator X ze swoim kunsztem na gramofonach. Niech będzie wszystko co najważniejsze, plus kilka solowych kawałków i obowiązkowo "I Don't Wanna Be Called Yo Niga" z Apocalypse 91… The Enemy Strikes Black. Z wizytą niech wpadną jeszcze Ice Cube i Big Daddy Kane, niech zagrają "Burn Hollywood Burn" i zobaczylibyśmy czy Jack Nicholson wtedy byłby tak wesoły...
RedmanOd Reggiego chciałbym usłyszeć wszystkiego po trochu, pomijając może rzeczy z Dare iz a Darkside, dlatego że stylistycznie nie pasują do reszty. Najlepiej by było jakby najwięcej grał z Whut? Thee Album, obowiązkowo z "Jam 4 You" (plus na bis). Jako hypemana widziałbym... Keitha Murraya. W jego przypadku określenie "hypeman" jest trochę krzywdzące, no ale to Reggie ma być gwiazdą wieczoru, ale mógłby dać kilka rzeczy ze swoich dwóch pierwszych płyt. I obowiązkowo przed koncertem byłaby licytacja z ziomkami, ile to Reggie wypalił towaru, aby zadowolić zgromadzoną publiczność. Szaleniec, ale za to jaki. Klasyk za klasykiem, mnóstwo funku i dobrego humoru.
The RootsNajlepsza koncertowa kapela świata - tak mówią, dlatego tu trafiają. Skoro mówią tak wszyscy to coś musi w tym być. Słyszałem tylko kilka kawałków zagranych na żywo i zrobiły na mnie ogromne wrażenie. To wystarczy. A nowy album już wkrótce... Bo wiecie - gdybym był perkusistą, to chciałbym grać tak jak Questlove, a gdybym rapował to jak Black Thought. A i Rahzel jakiś mały beatbox by mi wtedy dał.