poniedziałek, 30 listopada 2009

A gdyby tak padał deszcz...

Taka mała adnotacja do wczorajszego wpisu o moich koncertach marzeń. Co by było gdyby wtedy padał deszcz? Parrisha, Taliba i Hi-Teka co prawda nie wymieniłem na swojej liście (choć na początku EPMD przewijało mi się w myślach) to podczas "niekorzystnej" aury chciałbym usłyszeć te dwa numery na żywo.

Co tu dużo mówić - dwa klasyczne kawałki. "Rugged N Raw" pochodzi z drugiej solowej płyty PMD - Business is Business - wydanej w 1996 roku nakładem Relativity Records. Jest to remix (choć niewiele różniący się od oryginału) z gościnnym występem Skooba i Dre, czyli Das EFX. "I represent the hardcore" - tak on kiedyś wyglądał. Wspaniałość okraszona pięknym i klimatycznym klipem.



Drugi utwór jest młodszy o cztery lata. Talib Kweli i Hi-Tek są jednymi z ulubieńców polskich truskulowców, niektórzy Pociąg Myśli traktują niemalże jak Biblię. Fantastyczna płyta, kończąca piekielnie mocną ubiegłą dekadę. Podobnie jak u poprzednika mamy cudny klip. Tylko gdzie jest ten śmiech Vinii?!



Wyboru lepszego klipu i utworu nawet się nie podejmuję... Klasa, klasa sama w sobie.

niedziela, 29 listopada 2009

Top10: ci, których chciałbym zobaczyć na żywo.

Wczoraj na jednym z portali społecznościowych jeden z moich znajomych podał swoją piątkę artystów, których chciałby zobaczyć na żywo. 5 to trochę mało, ale jako pan oraz władca tego miejsca mam możliwość powiększenia tej liczby, postanowiłem skorzystać z tego przywileju i powiększyć listę do standardowej ilości, czyli 10. Ograniczyłem się tylko do hip-hopu, ponieważ o nim ten blog w głównej mierze traktuje. Ciekawskim powiem, że w "niehiphopach" znalazłyby się z całą pewnością Pink Floyd, Curtis Mayfield, Marvin Gaye, The Beatles, Björk, D'Angelo, Miles Davis, Sly & The Family Stone i Parliament. Części z nich nie będę widział z oczywistych względów, pozostałych może kiedyś... Kto wie?

Postawiłem tylko na raperów z USA z prostego powodu: z nimi jest trudniej. Z Polski tego kogo chciałem posłuchać to już słyszałem, zostało jeszcze paru, ale z tym nie powinno być problemu. Gorzej z kolebką rapu, więc większość tutaj obecnych pozostaje w sferze marzeń, która i tak nie zostanie zrealizowana, jak N.W.A., Native Tongues czy D.I.T.C.

Nie przeciągając... Postanowiłem przyznać dwa miejsca specjalne. Te dwie postacie, które się tu znalazły są absolutami. Mówiąc krótko: mijają się z wszystkimi rankingami.


Waszka G

Miały być postacie tylko ze Stanów. Baa, nie znalazło się tu nawet francuskie IAM, których chciałbym koniecznie obejrzeć na żywo w Egipcie pod piramidami (jak tutaj np.). Zawsze są jednak wyjątki od reguły, więc jednym z takowych jest pewien Damian z Inowrocławia, szerzej znany jako Waszka G.

Oczywiście chciałbym usłyszeć na żywo masakryczny diss na Przybora (najlepiej kiedy ten konfi stoi pod sceną, a tłum czeka na magiczne słowo pana D.), "Biedaków" czy klasyczne "Życie Ostre Jak Maczeta", jednak najważniejsze są dwie sprawy. Pierwsza to, że chciałbym widzieć jak to nawija się do maczety, a druga czy naprawdę można być tak głupim.


Jay-Z

Hova nie trafia na właściwą listę z jednego względu - posłuchać go live to mus, więc jedno miejsce od razu się zwalnia. Poza tym jest to mój ulubiony raper - to jest drugi powód (i ten ważniejszy), dla którego tu nie trafia. To jest oczywiste marzenie. Kilka numerów z Reasonable Doubt, pierwszego Blueprinta i Black Album - to tak na początek bym poprosił. Najlepiej niech zacznie od "Can't Knock the Hustle", potem "99 Problems" i "Encore". Chwila spokoju w postaci "Girls, Girls, Girls" i jestem wniebowzięty. W miarę coraz lepszego (i tak już doskonałego) show niech będzie American Gangster. A reszta? Cóż, w jego przypadku może grać swoje najsłabsze numery, które i tak wyprzedzają o lata świetlne konkurencję. Kto nie wierzy niech sprawdzi koncert Unplugged nagrany z The Roots albo klasyczny Fade to Black. Aha, i ten diament na sam koniec - musi być obowiązkowo!

Czas na właściwą listę. Wybór był trudny, kilkunastu artystów musiało obejść się smakiem. Wybór subiektywny, proszę nie pisać dlaczego nie ma tego, zamiast tego itd. No i kolejność alfabetyczna. Jedziemy. Daje każde pieniądze za ich występy.


Blackalicious

Gift of Gab bez Chief Xcela jest jak Lech bez Jarosława, z tą różnicą, że Blackalicious jest tworem doskonałym, a o partii braci Kaczyńskich tego powiedzieć nie można. Ale odbiegając od polityki i metafor z nią związanych, jedną z pierwszych rzeczy, które przyszły mi na myśl tworząc tą listę był duet z Kalifornii. Jak najwięcej rzeczy z NIA i Blazing Arrow. Parker rapujący na żywo "Cliff Hanger"? To musi być majstersztyk. Pierwsze sekundy w "Making Progress" - musiałbym to zobaczyć, bo słuchając tego w domu to nie wierzę, że nie było ingerencji DJ'a. Niech jeszcze pojawi się Rakaa i będzie się działo w momencie grania "Passion". Na pożegnanie "Supreme People" z The Craft, parę numerów z pierwszego solo Gaba i na koniec secik od Shadowa, który to by pojawił się znienacka na scenie...


D.I.T.C.

Sprawa jest prosta - chłopaki niech grają kawałki ze swoich solówek, bo z pierwszego wspólnego albumu zniósłbym tylko "Thick", "Get Yours" i "Way of Life". Druga płyta to już nie tamto D.I.T.C., więc out. Liczyłbym na przechwałki Big L i Lorda Finesse'a, punche Diamonda i rozkminki A.G. i O.C. Większość materiału musiałaby być z solówek poszczególnych postaci, z naciskiem na Jewelz i Funky Technician. Debiut Lamonta za ciężki na koncerty jest. Wybrałem "kopaczy" zamiast Guru i Premiera, dlatego że koncert byłby bardziej różnorodny, a i więcej ciekawych numerów by się znalazło. Z całym szacunkiem dla Gang Starra, sorry. BTW Fat Joe to wack.


Juice Crew

"The Symphony" - i wszystko jasne. Najlepszy i najsłynniejszy posse cut w dziejach na żywo jest jedną z rzeczy, które chciałbym zobaczyć i usłyszeć. Cała ekipa na jednej scenie, wolne style Big Daddy Kane'a i Biz Markiego, pierwsze oldscholowe rzeczy od Masta Ace'a i MC Shana itd., itd. A nad tym wszystkim czuwa mistrz - Marley Marl. Nie zapominajmy też o kobietach - Roxanne Shanté. A może jakieś nowe dissy by się pojawiły?


Lil Wayne

Ja doskonale wiem, że Magik jest lepszy od Weezy'iego, a Wu-Tang Clanu to już słuchałeś jak miałeś dwa lata, ale teraz idź się poucz na klasówkę z biologii. Jeśli Lil Wayne to przede wszystkim trzeci Carter. Pozostałe jego płyty są z tych spoko, mnie nie ujęły. Nie zmienia to jednak faktu, że chiałbym zobaczyć jak brzmi na żywo zmienne tempo w "Playing with Fire" czy podśpiewywanie w "Shoot Me Down". W ogóle to całe chore flow przedstawione na scenie to musi być "coś". Dodatkowo parę numerów z gościnnych występów. O tak, to musi być dobre. Show gwarantowane. Tylko proszę, bez T-Paina na scenie...


N.W.A.

Nie wykrzykuję pustych haseł pokroju "HWDP" (no OK, "CHWDP" jak kto woli), ale raz w życiu mógłbym zrobić wyjątek. Byłoby to na koncercie N.W.A. w momencie kiedy to Ice Cube bądź Eazy-E nawołuje do sceny do donośnego okrzyku "fuck tha police". Najlepiej przed kordonem policji, która stoi przed sceną. No i ta genialna muzyka, tylko jakby to wszystko miało wyglądać? Muzyka z okresu z Ice Cubem w składzie czy już po jego odejściu? A może mieszanka wybuchowa, czyli to i to? Mi tam pasuje, dobrej muzyki nigdy za wiele, a od niegrzecznych chłopców to już w ogóle. Tylko żebym nie zapomniał zabrać ze sobą swojej Beretty, bo to różnie może być...


Native Tongues

Miało tu być samo A Tribe Called Quest, ale poszedłem na łatwiznę i dałem cały kolektyw Native Tongues. Q-Tip i spółka na jednej scenie z De La Soul? Poproszę. Da Bush Babees, Jungle Brothers i Black Sheep? Niech będą. Można wymienić wszystkich po kolei, ale po co? Niech wejdą wszyscy na scenę, najlepiej na jakimś hip-hopowym jamie, przypominającym pierwsze imprezy Kool Herca. No chyba, że ATCQ zapragną zagrać całe Low End Theory, to niech odbędzie się to w jakiejś małej, zadymionej jazzowej kawiarence. A może coś z ich debiutu plus 3 Feet High and Rising? To już otwarty stadion niech będzie. "Rhythm (Devoted to the Art of Moving Butts)" i "Me Myself and I" rozgrzewa stutysięczny tłum - mistrzostwo. Ale nie, jednak nie. Jam będzie najlepszy. Byłoby to coś wielkiego.


OutKast

Najlepszy skład hip-hopowy jaki kiedykolwiek powstał. Tak mówię od kilku lat i nie zmieniło tego nawet Idlewild w 2006 roku. Bliższe stylistycznie są mi oczywiście wspomniane już De La Soul czy ATCQ, a nawet Brand Nubian, ale to OutKastów darzę największą sympatią. Cztery wybitne albumy: Southernplayalisticadillacmuzik, ATLiens, Aquemini i Stankonia, jeden świetny w postaci Speakerboxxx/The Love Below i "zakała" jak ich ostatni album (choć takich "zakał" chciałbym jak najwięcej). Konkretny numer, który chciałbym usłyszeć ciężko wskazać. Powiedzmy, że chłopaki losują 20 kawałków z pierwszych pięciu albumów i jestem w siódmym niebie. A jeśli trafi się coś z Idlewild też źle nie będzie, bo wierzę, że po "Chronomentrophobii" zagrają np. "Hey Ya!" albo "Rosa Parks". Najbardziej ciekawi mnie to jak Andre poradziłby sobie z refrenem w "Millennium"... To musi być przebłysk geniuszu. A gościnnie poproszę chłopaków z Goodie Mob.


Public Enemy

Koncerty grają świetne i ich wartość historyczna jest spora, więc liczyłbym na powtórkę w obecnych czasach. Chuck D jako główny MC, Flava hypeman doskonały, Terminator X ze swoim kunsztem na gramofonach. Niech będzie wszystko co najważniejsze, plus kilka solowych kawałków i obowiązkowo "I Don't Wanna Be Called Yo Niga" z Apocalypse 91… The Enemy Strikes Black. Z wizytą niech wpadną jeszcze Ice Cube i Big Daddy Kane, niech zagrają "Burn Hollywood Burn" i zobaczylibyśmy czy Jack Nicholson wtedy byłby tak wesoły...


Redman

Od Reggiego chciałbym usłyszeć wszystkiego po trochu, pomijając może rzeczy z Dare iz a Darkside, dlatego że stylistycznie nie pasują do reszty. Najlepiej by było jakby najwięcej grał z Whut? Thee Album, obowiązkowo z "Jam 4 You" (plus na bis). Jako hypemana widziałbym... Keitha Murraya. W jego przypadku określenie "hypeman" jest trochę krzywdzące, no ale to Reggie ma być gwiazdą wieczoru, ale mógłby dać kilka rzeczy ze swoich dwóch pierwszych płyt. I obowiązkowo przed koncertem byłaby licytacja z ziomkami, ile to Reggie wypalił towaru, aby zadowolić zgromadzoną publiczność. Szaleniec, ale za to jaki. Klasyk za klasykiem, mnóstwo funku i dobrego humoru.


The Roots

Najlepsza koncertowa kapela świata - tak mówią, dlatego tu trafiają. Skoro mówią tak wszyscy to coś musi w tym być. Słyszałem tylko kilka kawałków zagranych na żywo i zrobiły na mnie ogromne wrażenie. To wystarczy. A nowy album już wkrótce... Bo wiecie - gdybym był perkusistą, to chciałbym grać tak jak Questlove, a gdybym rapował to jak Black Thought. A i Rahzel jakiś mały beatbox by mi wtedy dał.

wtorek, 24 listopada 2009

Krótko i na temat: Insomnia: The Erick Sermon Compilation Album


Erick Sermon
Insomnia: The Erick Sermon Compilation Album
Interscope Records, 1996

70%







O tej płycie miałem już wspomnieć dawno temu, ale zawsze "coś" stawało na przeszkodzie. Tydzień temu zjawiło się tu Dare iz a Darkside, na którym jedną z głównych ról odegrał Erick Sermon. Mija rok od premiery następcy Whut? Thee Album i ukazuje się No Pressure - pierwsze solo Zielonookiego Bandyty. Klimat już mniej "kosmiczny", ale brzmienia są jeszcze brudniejsze i cięższe. Mija kolejny rok i na rynku pojawia się kompilacja Insomnia..., którą można śmiało nazwać producenckim albumem Onasisa oraz kontynuacją pierwszego solowego albumu. Za całą muzykę odpowiada on sam z niewielką pomocą Rockwildera, Sugarlessa i Redmana, który także zalicza swój udział w singlowej "Funkoramie". Jest też inny "element" Def Squadu - Keith Murray - z bardzo dobrym występem w "It's That Hit", mocna Passion i mało znany, aczkolwiek świetny Tommy Gunn, A Sermon? Raperem wybitnym nie jest, choć jest dobry w te klocki. Wybitnym to on jest producentem, tylko szkoda że ostatnio jest na równi pochyłej i o poziomie takiej Insomnii... możemy pomarzyć. Jedna z najbardziej niedocenionych i zapomnianych płyt, nie tylko w 1996 roku.

wtorek, 17 listopada 2009

Krótko i na temat: Dare iz a Darkside


Redman
Dare iz a Darkside
Def Jam, 1994

65%






Reggie Noble jest jednym z moich ulubionych raperów. Mało tego. Jedyne pełne dyskografie jakie posiadam w swojej płytotece należą do OutKastów i właśnie Redmana. Whut? Thee Album i Muddy Waters uwielbiam, Doc's Da Name, Malpractice i Red Gone Wild bardzo lubię, a jak przedstawia się sytuacja z Dare iz a Darkside - drugim LP rapera z New Jersey? Zaskoczę co niektórych - szczerze mówiąc średnio. Ile razy słuchałem tej płyty to w pamięci zostawał mi tylko "Bobyahed2dis" i to tylko ze względu na beat Rockwildera i Reggiego. Z pozostałymi utworami mam zasadniczy problem - kompletnie do mnie nie trafiają, pomimo tego że tworzą jedną spójną całość i świetny kosmiczny klimat. A ten jest zgoła inny niż na debiucie, co powinna już sugerować sama okładka (nawet nie mówię do czego to nawiązanie, bo po prostu nie wypada). O ile pierwszy longplay emanował wręcz p-funkiem, to tutaj mamy do czynienia z trochę "cięższą" wersją Clintona. Sermon powoli odchodził od "skocznych" sampli, czego potwierdzeniem niech będzie wydany dwa lata wcześniej Business Never Personal. A i sam Redman jakiś taki mniej dowcipny. Ciekawskich poinformuję, że płyta dostała w The Source cztery mikrofony, natomiast w Rolling Stones została zjechana niemiłosiernie. Ja swoją ocenę ulokowałbym gdzieś pośrodku.

wtorek, 3 listopada 2009

Krótko i na temat: The Mind


Chubb Rock
The Mind
Select Records, 1997

45%






Chubb Rock znany jest przede wszystkim z drugiego składu Crooklyn Dodgers i ich doskonałego singla "Return of the Crooklyn Dodgers" wyprodukowanego przez Premiera. Niewielka grupa polskich słuchaczy powinna kojarzyć go z projektu Beatowsky, na którym to pojawił się w jednym numerze wraz z Pezetem. Średnio to wyszło, ale taka legenda na polskim albumie? Mimo przeciętności poproszę więcej. W 1997 roku Chubb - Jamajczyk z pochodzenia - wydał album The Mind. Oprócz tytułowego kawałka (co za podkład Nick Wiza!) w pamięć zapadają jeszcze "Don't Sleep" i "The Man". Nie świadczy to raczej dobrze o płycie, mimo gościnnych zwrotek m.in. KRS-One'a (plus jeden beat), PMD i Das EFX oraz dwóch produkcji Easy Mo Bee. Zwróćcie uwagę także na okładkę - chyba nie muszę mówić do czego jest to nawiązanie? Ogólnie płyta taka sobie, można sprawdzić, choć w tamtym roku ukazało się kilkanaście lepszych płyt. Ale to w końcu klimat tamtych lat...

poniedziałek, 2 listopada 2009

Top10: Polska ulica.

Jestem lamusem i słucham jakiegoś podrobionego rapu. Ten prawdziwy jest tylko na ulicy, a ja takiego w polskim wydaniu nie lubię. Niestety, ale w naszym pięknym kraju, uliczny hip-hop to szrot jakich mało, dlatego wstępu "jako-takiego" nie będzie, bo leżącego się nie kopie. Jaki jest "polska muzyka ulicy" każdy widzi. Mało jest wartościowych pozycji, poniższa dziesiątka akurat do nich się zalicza. Dodajmy do tego jeszcze kolejne z dziesięć albumów i lista zamknięta. Reszta "W". Zaczynamy. Subiektywnie. JP.


10. Endefis
O Tym, Co Widzisz Na Oczy
Promil, 2003








Noon rzadko rozdaje pojedyncze beaty. Jeśli już one do kogoś trafiają to musi ten ktoś prezentować odpowiedni poziom. Tak było z WWO, tak było z... Yyy, czy Endefis prezentuje taki poziom? Można się spierać, czy Bartosz z Miexonem są dobrymi raperami, ale nie można powiedzieć, że są słabi. Są tacy, hmm, solidni. Nic więcej. Tylko że ta solidność w ich przypadku jest plusem. Ich rap nie jest co prawda nie jest aż stricte uliczny jak np. w wykonaniu Hemp Gru, ale sposób przekazu, tematyka i zaproszeni goście karzą kwalifikować ten album do takich kategorii. No dobra, Jotuze to nie ulicznik, ale Sokół? Wigor? Chada z Pihem? 1z2? I chłopaki Fenomenu, do których Endefisowi jest najbliżej stylistycznie. Tylko po cholerę tam Felipe?!

Z rapem jest dobrze, ale Bartosz najlepiej spisuje się jako producent (remix "Nie Ma Miejsca Jak Dom" u Piha to mistrzostwo). Odpowiada za największą ilość podkładów na O Tym, Co Widzisz Na Oczy i wszystko brzmi bardzo dobrze. Niedowiarkom powiem, że jego beaty są ulokowane pomiędzy tymi od L.A., Magiery i Noona. Słabo?


9. Północ Centrum Południe
Północ Centrum Południe
Vabank Records, 2004








Projekt ciekawy, skupiający trzy różne grupy z trzech części Polski. Północ reprezentuje skład Deluks, środkową część warszawskie JWP, natomiast południe - krakowski Intoksynator. Niestety ilość nie idzie w parze z jakością, stąd jedynymi postaciami wartymi uwagi są ludzie z JWP, konkretnie Ero (najlepszy chyba obecnie raper z kręgów ulicznych w Polsce) i producent Kuba O. Na plus można też zaliczyć Keara z gdańskiego Deluksu, który to zalicza najwięcej "występów" na albumie. A reszta? Potraktowałbym ich raczej jako ciekawostkę. Mają i lepsze, i gorsze momenty, z przewagą tych drugich, ale to tandem Ero-Kear daje najlepsze linijki. No i flow Warszawiaka jest jednym z najlepszych w Polsce, co jak na ulicznika jest sporym wyczynem.

Na osobny akapit zasługuje natomiast produkcja płyty. Wszystkie beaty są świetne, ale na największe pochwały zasługuje zdecydowanie Kuba O. Elektronika tego kolesia jest jedną z najlepszych rzeczy jakie można usłyszeć na polskich hip-hopowych płytach, a skit "Południe" jest jednym z najlepszych polskich instrumentali. No i Dezmond - dał jeden podkład, ale za to jaki! "Fortuna Kołem Toczy Się" - ponownie elektroniczny podkład, po którym Ero płynie jak marzenie. Północ Centrum Południe produkcyjnie jest jak na Polskę idealne.


8. JedenSiedem
Wielka Niewiadoma
RRX, 2000








Najlepsza płyta, w której maczał palce Pih. Młody, gniewny i z najlepszymi swoimi rymami. Jego kompan Tymi jest spoko. To tyle, bo poniżej macie recenzję autorstwa Flinstone'a z Klanu.

PS.

Dlaczego Żurom wydał tak chujową reedycję?!


7. Pono
Hołd
Prosto, 2002








Chleb Powszedni w 99 roku był uważany za głównego konkurenta Skandalu. Co przetrwało próbę czasu oczywiście wiadomo. Ten cały Zip Skład to tak naprawdę tylko dwóch raperów - Sokół i Pono. Reszta "W" z beztalenciem Fu na czele. Wielką skazą dla wspomnianej dwójki jest to, co zaczęli robić dwa lata temu. Obie lepiej produkcje spod macierzystego szyldu lepiej przemilczeć. Rozumiem, że trzeba się rozwijać, bla, bla, bla, ale chciałbym dalej słuchać Pona w takiej konwencji jak na Hołdzie.

Bo Pono wtedy miał do zaoferowania bardzo dużo, w dodatku na takich podkładach jak te w "Intrydze" czy "Nieśmiertelnej Nawijce Zip Składowej". Płyta bardzo osobista ("Hołd"), choć momentami dowcipna ("Bałagan Na Strychu"). Różnorodność jest jej zaletą.

Jednak ten Hołd idealny to też nie jest i głównie przez gościnne występy. Fu, Jędker, Kosi i całe F#1 in minus. Sokół jak na siebie bardzo przeciętnie. GRZ jest jednym z największych nieporozumień w historii polskiego hip-hop, więc out. Wilku i Koras dobrze. Niektóre beaty też nie powalają. Włodi lepiej niech dalej rapuje.

Marzenie? Cofnąć się siedem lat wstecz i usłyszeć TPWC. Pono i Sokół w formie z 2002 roku...


6. Bez Cenzury
Klasyk
EmbargoNagrania, 2006








Do tej pory się zastanawiam jak ja mogłem tego nie kupić parę lat temu? Tanie było, fajnie wydane, ale... To ulica, to po chuj? Przecież to słabe będzie. Błąd, bo płyta jest naprawdę dobra, mimo że słychać za bardzo wyraźne inspiracje Nasem (co powinno być plusem, ale nie w tym przypadku). Znowu Ero, który jest najlepszy, Łysol i Siwers średnio. Na szczęście ten ostatni sprawdza się jako producent. Poważnym minusem jest natomiast utwór "Reprezentuję Siebie". Patent na zebranie "całej" warszawskiej ulicy jest dobry, ale nie wszyscy tutaj spisują się na miarę oczekiwań. Pomiędzy niektórymi jest olbrzymia przepaść, jest przewaga słabych zwrotek, no i gdzie są kurwa Włodi, Pono i Vienio?! Zjednoczona warszawska ulica bez nich?! No bez jaj. Ale album dobry, bez jaj.


5. Jeżozwierz
Jebać Tytuł
Nielegal, 2008








Półtora roku temu, nieoczekiwanie pojawił się ten nielegal. Alkopoligamia reklamowała go jako "polskiego Illmatica". Ja bym prędzej nazwał to polskim Ready to Die, nie tylko z racji postury obu panów, niekiedy prostych (nie prostackich!) rymów i przejaranych wersów. No i Kixnare jest! Nieraz wspominałem na łamach tego bloga o tej pozycji, zainteresowanych odsyłam m.in. do zeszłorocznego podsumowania w tym miejscu. Jeśli o dziwo ktoś nie zna, to pobierać, a jeśli macie sporo kasy to kupować. "Sporo", bo płyta chodzi za niemałe pieniądze na Allegro. Kupiłbym, bo mój CD-R powoli odmawia posłuszeństwa :( Dlaczego? Bo go katowałem niemiłosiernie zaraz po premierze. Poproszę o solidnie wydaną reedycję.


3. Trzyha/Warszafski Deszcz
Nastukafszy
RRX, 1999








Exe quo na trzecim miejscu z Na Legalu? O płycie więcej pisałem w Pozycji Klasycznej.


3. Peja/Slums Attack
Na Legalu?
T1-Teraz, 2001








Rysiu jest jaki jest, ale jeśli ktoś powie, że Na Legalu + jest słabe, to się po prostu nie zna. Pierwsze Slums Attacki jakie były, takie były, teraz słucha się tego bardziej z sentymentu, choć niektóre tracki mogą podobać się do dziś (ja takimi "W.L.Z.T.F.K.P.T" i "Negatywnym Przekazem" jaram się cały czas). Przełomem dla Peji (Pei?) był występ w filmie Sylwestra Latkowskiego - Blokersi. To właśnie od tego momentu zaczęła się wielka kariera chłopaka z Jeżyc. Wspomagany m.in. przez Magierę, nagrał jedną z najlepszych polskich płyt hip-hopowych ever. Poprzedzony chwytliwymi singlami - "Jest Jedna Rzecz" i "Głucha Noc" - album sprzedał się w ok. 70 tyś egzemplarzy, osiągając platynową płytę. Do minusów należy zaliczyć gości. Żaden nie dorównuje poziomem gospodarzowi, a featów jest multum, m.in. Wiśniowy, Doniu i Ajsmen oraz ten, "z którego mogło coś być, a wyszło gówno", czyli Mezo.

Później było już różnie. Najlepszą Obroną Jest Atak wcale nie jest taki złe, lubię ten album i mam z nim dobre wspomnienia (zagrywałem się przy tym w Gran Tourismo i... ach! Kasiu :*) Szacunek Ludzi Ulicy jest mocno średni, a jak się mają solówki panów z Poznania? Decks dał potem dwa dobre mixtapy, a u Rysia jest fifty-fifty. Tegoroczne Na Serio jest powrotem do formy z dzieła z 2001 roku, a o Stylu Życia G'N.O.J.A. więcej nie piszę, bo traktuję tą płytę w kategorii żartu. Taką płytę jak Na Legalu? wydaje się tylko raz w życiu.


2. Mistic Molesta
Skandal
Pomaton EMI, 1998








O Boże... No i co ja mam tutaj napisać?! "Skandal - pamiętasz kto Cię wychował?!" - mnie akurat nie, ale ta płyta to jedna wielka podróż w czasy, kiedy mając 11 lat bałem się zakapturzonych kolesi.


1. WWO
We Własnej Osobie
Prosto, 2002








Jędker Realista nie jest Jędkerem Realistą. Jest impotentem na majku, jest artystą-kaleką itd. Koleś, który w ogóle nie potrafi rapować, zabrał się ostatnio za stylistykę disco polo co o dziwo mu też nie wyszło. To jest osiągnięcie niesamowite, biorąc pod uwagę to, że nawet Zenek z Akcentu jest lepszy od niego. W "klubowych" klimatach (czyli tak naprawdę remizowych). Ale nie ma się co pastwić nad nim. Daje tu co prawda przesłabe zwrotki ("Gadamy orient o psach, jelenia przede mną zdjęli / Ja też zdjąłem, ale nogę z gazu "), ale wszystko nadrabia tu pewien Wojtek Sosnowski.

Sokół, bo o nim mowa był w tamtych czasach najlepszy. Bez żadnej dyskusji. Ilością jego klasycznych wersów pochodzących tylko z tej płyty można obdzielić sporą liczbę polskich raperów. Jakość tych wersów jest niepobita przez niego samego po dzień dzisiejszy. Każdy utwór, w którym rapuje posiada takie linijki, jakich nie miał nikt. Był najlepszy. Po prostu. Takiego Sokoła aż chce się słuchać.

To wszystko na najlepszych beatach. No prawie najlepszych, bo niektóre są przeciętne. Ten od Volta można by było wymienić najlepiej na te od Waco - najlepszego polskiego producenta obracającego się w takiej stylistyce. Aż dziwne, że koleś z takim potencjałem nie zrobił takiej kariery na jaką zasłużył. A najlepszą wizytówką niech będą "Pamiętacie?", "Sen" i "Krew ziemi sól" (we współpracy z... Jędkerem).

Kto w 2002 roku nie jarał się tą płytą to znaczy, że nie wychodził z domu, słuchał discopolo i dostawał same piątki. A z WF'u miał dwójki.