wtorek, 3 stycznia 2012

Podsumowanie 2011: 33-24


Cześć druga. Chyba nie muszę tłumaczyć?

33. Common
The Dreamer/The Believer
Warner Bros. Records










23 grudnia 2011

Cholernie ciężka jest ta płyta dla mnie. Niby wszystko jest (tylko) okej, nawet więcej, ale jakoś nie mogę się do końca przekonać. Słucha się jej wybornie i z chęcią do niej wracam. Głównym powodem jest No I.D., producent materiału, jedna z czołowych i najważniejszych postaci tego roku. Nie powiem, lubię Commona, ale mam z nim jeden zasadniczy problem, a w zasadzie on ma problem ze... swoim uchem. Na każdym poprzednim albumie uwagę skupiałem przede wszystkim na muzyce, niezależnie kto by produkował całość. No ID, J Dilla, Kanye West...

29 grudnia

Trochę przynudza mnie ten koleś. Nie, nie myślcie sobie, że zaraz będę go wyśmiewał za te różowe sweterki, pedalskie spojrzenia itd. Jego rapsy na The Dreamer/The Believer nie potrafią przyciągnąć mojej uwagi. Nie wiem czy to strata, czy też nie. Nie będę rozpaczał. Jest jeszcze muzyka, jest znakomity Nas, jest "Ghetto Dreams" i sterta innych płyt, które wprawiają mnie w dobry nastrój. Ta również, miejscami nawet w bardzo dobry, ale byli w tym roku lepsi. Zaraz po nowym roku wracam ponownie do Like Water for Chocolate...

30 grudnia

Dobre.

31 grudnia

Dobre.

32. Rashad & Confidence
The Element of Suprise
Ill Adrenaline










Nie wiem czy bym dał radę, ale gdybym miał robić swoje top100 swoich ulubionych płyt lat 90 w hip-hopie na pewno w pierwszej dwudziestce (może dwudziestcepiątce) znalazło by się miejsce dla Lorda Finesse'a i Mike'a Smootha. Widzicie tę okładkę? Pamiętacie tamtą? Otóż Rashad i Confidence pokazują nam swoje inspiracje i skoro znajdują się na tej liście wychodzi im to co najmniej dobrze. Miejscami jest znakomicie, chwilami wręcz bosko. Chemia pomiędzy tą dwójką jest wzorowa. Rashad jest raperem kompletnym, który na The Element of Surprise robi wszystko to, czego oczekuję od porządnego nawijacza. Bostoński producent, Confidence, jest postacią, którą kojarzę z bardzo dobrego ReCona, zbioru remiksów kawałków z lat sami wiecie jakich. Jego produkcje są takie, w jakich lubuję się najbardziej, więc jest to wystarczający powód, żeby ten album znalazł się na liście. Faworyt: "Pass Me By".

31. Nappy Roots
Nappy Dot Org
Nappy Roots Entertainment Group










Pierwszym albumem Nappy Roots jakim poznałem było niezłe Wooden Leather z 2003 roku. Wpadł on w moje ręce nieco ponad miesiąc temu i od tamtej pory raz na jakiś czas zaliczam jego odsłuch. Chwilę potem posłuchałem ostatniego dzieła chłopaków z południa - Nappy Dot Org. Sprawa jest prosta - jest jeszcze lepiej. Irytować może tylko koleś, który brzmi bardzo podobnie do Scarface'a, reszta jest jak najbardziej okej. Dodajmy do tego genialną produkcję od Organized Noize (kto wie czy nie najlepszego kolektywu producenckiego w historii rapu?). Całość jest bardzo spójna, nastraja pozytywnie i jednocześnie potrafi zmusić do myślenia. Godne polecenia. Poszukiwania reszty dyskografii czas zacząć.

30. Phonte
Charity Starts At Home
Foreign Exchange Music











29. CunninLynguists
Oneirology
RBC Records










Jakoś te ich baśnie nie porwały mnie aż tak, jak bym chciał, ale... Ale to jest naprawdę kawał dobrego rapu na świetnych beatach ze znakomitymi featuringami Big K.R.I.T.a (dla mnie gwiazda tego LP), Freddiego Gibbsa i Tonedeffa. Oneirology ujmuje, porusza, ale nie jest też albumem "na raz". Żeby go dokładnie poznać, trzeba z nim spędzić trochę czasu. Wtedy to dopiero można naprawdę docenić jego siłę i własny, wykreowany przez Kno świat, który z całej ekipy świeci najjaśniej. Mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby "postarał się" tak jak przy solowym albumie, gdzie osiągnął swoje apogeum. Tutaj jest tylko... bardzo dobrze.


28. Big K.R.I.T.
ReturnOf4Eva
self-released










Podobnie jak zeszłoroczny album (czy jak kto woli "mixtape"), ReturnOf4Eva KAŻE wyczekiwać pełnoprawnego, legalnego debiutu. Big K.R.I.T. potwierdza tylko swój gigantyczny potencjał w każdej swojej muzycznej dziedzinie. Jako raper wypada tutaj świetnie, a miejmy na uwadze, że swoje najlepsze linijki położył na albumie Rootsów. Producentem jest również zacnym i trochę szkoda, że nie jest tak rozchwytywany, jak by chcieli co niektórzy (w tym ja). Przyszłość.

27. Killer Mike
Pl3dge
Grind Time Official










Najlepszy tegoroczny południowy album? Tego nie powiem, bo gdybym to zrobił, bym ujawnił część tajemnicy, jaką są następne części tego podsumowania. Killer Mike to pewna marka. Nie ma w zwyczaju zawodzić wysokich (!) oczekiwań swoich fanów. Ci, którzy jakoś się nie kwapią do sprawdzania, niech po prostu po to sięgną. Chwalą wszyscy, chwalę ja, chwalą OutKaści, chwalą Organized Noize. Już od co najmniej kilku lat raz na jakiś czas rzuca solowy album i za każdym razem wychodzi wyśmienicie. Banger na bangerze, mądrości, punche, braggi itd. Tu jest wszystko, ze znakomitą techniką włącznie. Warto zaznaczyć, że oprócz standardowego "zestawu stylistycznego" producentów mamy także No I.D. i... Flying Lotusa. To dla tych, którzy czują się TAK BARDZO ALTERNATYWNI. Aaa, Funkadelic też.

26. Ugky Duckling
Moving at Breakneck Speed
Special Records










Biali, którzy rapują i produkują lepiej od czarnych? Raz na jakiś czas się zdarzy. Niesamowite skille, zabawne teksty, beaty grubo ponad przeciętną plus jak zwykle u UD - powalająca ilość skreczy. Andy i Dizzy to znakomici nawijacze, Einstein to mistrz, jeśli chodzi o muzykę. Truskulowy, szalony materiał. Wiecie też co jest jeszcze w tym wszystkim ważne? To, że album jest dedykowany wszystkim fanom. Niby nic szczególnego, ale jakoś tak się cieplej robi . Jest też jeszcze zdjęcie, które odnosi się do Polski. Sympatyczne, bardzo. Dzięki.

25. DJ Quik
The Book of David
Mad Science










Wszystkie Ryśki to porządne chłopy. Nie inaczej jest z Dawidami. Nigdy bym się nie spodziewał, że Quikowi uda się nagrać album, który w jego dyskografii będzie mi się podobał tak samo, a może i bardziej, od swojego debiutu. Są miejsca na tej płycie, które są dla mnie WYMARZONE, jeśli chodzi o zachodnie brzmienie. Dodajmy do tego trochę fantastycznej "princowatości" w brzmieniu, które porywa. WYMARZONY na chwilę obecną album, który sprawia, że za oknem zaczyna mocniej świecić słońce. Zastrzeżenia można mieć do jednego: selekcji gości. Wystarczyłby zostawić połowę tego co Blake zaprosił i byłoby kilka miejsc wyżej. Aha, rap Quika też trzeba lubić. Ja lubię, więc wiecie.

24. Childish Gambino
Camp
Glassnote Entertainment Group










- Ale jak to?! Camp tak nisko?!
- Ślepy jesteś?
- Dlaczego?
- 24 miejsce to wg ciebie nisko?
- Tak!
- No i?
- Zrób coś z tym!
- Zostaje na 24. Co byś chciał więcej?
- Aktora wyżej.
- Był już jeden, wczoraj, ale niżej, na 35.
- Camp zasługuje na wyższą lokatę.
- Nie wydaje mi się. Koleś rapuje zajebiście, rzuca punchami i celnymi linijkami na prawo i lewo. Chwali się, przeżywa, wspomina, no słuchaj, raper prawie doskonały.
- To go chwalisz, a dałeś na 24?!
- Tak, bo miejscami produkcyjnie płyta nie jest najlepsza.
- To co dla ciebie jest dobre w takim razie?
- EP.

4 komentarze:

  1. Węszę Lamara i Rootsów w TOP3, tylko kto obok nich?

    OdpowiedzUsuń
  2. Obok nich Class.
    Nie ma bata, że nie. Tak musi wyglądać pierwsza trójka.

    Element Zaskoczenia spodziewałem się zobaczyć trochę wyżej, w najgorszym wypadku na jutrzejszych miejscach. A już na pewno wyżej niż te smuty z "Oneirology", K.R.I.T. i Gibbs ukradli ten album ich autorom.
    Reszty jeszcze albo nie przesłuchałem (UD, ReturnOf4Eva), albo zgrabnie pominąłem jak Phonte. Albo jestem w trakcie (Common), i tu się zgadzam co do miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Childish Gambino jest aktorem ??? Nieważne... Common w moim prywatnym zestawieniu znacznie wyżej, jedne z lepszych bitów No I.D. w tym roku, może nie jedne z lepszych tekstów Commona, ale ogólnie reaktywacja współpracy na linii MC-producent udana. Phonte - nigdy nie byłem sympatykiem Little Brother (jedyne ich płyty, jakie do tej pory przesłuchałem w całości, to "Minstrel Show" i "GetBack"), ale po kawałku "Black Hand Side" Monch`a z New Tigallo i P Ghostem, postanowiłem sprawdzić ten album. I się nie zawiodłem. Przewidywalnie w kwestii produkcji, nie mniej w kwestii tekstów i wykonania Phonte (choć rymuje tu znacznie więcej niż na ostatnich swoich projektach w ramach Foreign Exchange), ale takie "Dance In The Reign", "We Go Off", Not Here Anymore" czy "The Good Fight" to bardzo solidne w swojej poprawności jointy:). Quik zdominował mi okres wiosenny w ubiegłym roku (2-3 utwory zbędne z przeokropnym "Babylon" na czele) - produkcja pierwsza klasa. K.R.I.T. po raz kolejny rozwalił, "Oneirology" trochę ciężkie na każdorazową, pojedynczą sesję. Reszta do sprawdzenia...

    OdpowiedzUsuń
  4. ^^^^ Poprawka - "jedne z lepszych bitów No I.D. w TAMTYM roku".:)

    OdpowiedzUsuń