niedziela, 20 września 2009

Kid Cudi - A Kid Name Cudi


Kid Cudi
A Kid Name Cudi
10.Deep, 2008








Co roku jest tak, że zawsze pomija się coś wartościowego. Płyt wychodzi tysiące, tych godnych sprawdzenia jest naprawdę sporo i niekiedy albo się nie nadąży za tym wszystkim, albo zapomni, albo dowiaduje się o tym długo po premierze. Tak było w moim przypadku z A Kid Name Cudi. Od kilku dni zadaje sobie pytanie jak ja mogłem przejść obojętnie obok tego tytułu w zeszłym roku?

Pierwsza odpowiedź jaka mi przychodzi do głowy to słowo "mixtape". Mixy sprawdzam zdecydowanie rzadziej niż pełnoprawne LP. Wiadomo, że w większości są to odgrzewane kotlety, parę nowych zwrotek, beatów i innych bajerów, rzadko kiedy wartych uwagi. Najprawdopodobniej to był główny powód, dlaczego postanowiłem nie ściągać A Kid Name Cudi. Płyta, a w zasadzie folder MP3, była za darmo udostępniona w sieci pod tym adresem*. I to był mój błąd.

Kid Cudi dał się poznać jako dobry "featowiec" na takich projektach jak 808s & Heartbreak, The Death of Adam czy Chemical Warfare. Zwrotki czy refreny nie zapadały jakoś szczególnie w pamięć, ot całkiem poprawnie to wszystko wyglądało. Wyższy poziom swojej twórczości artysta prezentuje w momencie wciśnięcia magicznego przycisku "play" na tym solowym projekcie. Intro jak intro, niczym się nie wyróżnia na tle innych, więc można "przeboleć" te kilka sekund, ale już "Down & Out" jest prawdziwym popisem Scotta. Podobnie jak konceptualne i zarazem przebojowe "Man on the Moon (The Anthem)" czy "50 Ways to Make a Record". Do tego dochodzi fantastyczny "Cudi Get" ukazujący wszechstronność rapera, podobnie jak utwory poważniejsze, takie jak "The Prayer" i "Save My Soul (The Cudi Confession)", gdzie nie tylko sprawdza się jako raper, ale także piosenkarz. I to bez żadnych auto-tunów!

Podróbka Kanye Westa? W zasadzie tak, z tą różnicą, że Cudi jest lepszym wokalistą. Nie ma jeszcze co prawda tylu hitów, co swój mentor, i prawdopodobnie nie będzie miał, ale wielka kariera stoi przed nim otworem. Łączy ich także to, że obaj mają ucho do dobrych beatów. A Kid Name Cudi oferuje tutaj kilka sprawdzonych produkcji, tak jak "Cudi Get", które jest intrumentalem z "Wild" J Dilli, bądź "Down & Out" i "Whenever" pochodzące odpowiednio z "Chonkyfire" i "Pink & Blue" OutKastów. Z resztą na dobrą sprawę nie wiem jak jest, w creditsach nie ma nic napisane, a jest jeszcze parę znanych sampli. Najważniejsze jednak, że wszystko brzmi spójnie, mimo że jest to jedna wielka mieszanka: trochę rocka, elektroniki, funku, bluesa czy klasycznego hip-hopu.

Jeśli mixtapy, albo inne darmowe płyty mają wyglądać tak jak A Kid Name Cudi to od dzisiaj nie wydaje pieniędzy na CD - jest kompletny od A do Z. Album nie ma słabszych momentów, wszystko jest równe i bardzo spójne, co w przypadku mixtapów jest rzadkim zjawiskiem. Nie pozostaje nic innego jak tylko zachęcić do ściągnięcia. A w ramach przypomnienia, dodam że 15 września swoją premierę miał Man on the Moon: The End of Day - pełnoprawny LP Kid Cudiego. Po przesłuchaniu opisywanego krążka apetyt miałem ogromy. Czy został zaspokojony? Niedługo się dowiecie, ale musicie wiedzieć, że szef musi się mieć na baczności. Albinos też.

* Linki na stronie oficjalnej wygasły parę dni temu. Tu i tu macie właściwe odnośniki.

Wokale:
Kid Cudi, Wale, Chip The Ripper.

Produkcja:
Emile, NOSAJTHING, Plain Pat, Dot Da Genius, Crookers, J Dilla, Andre 3000, Big Boi.

Ocena: 8 / 10

2 komentarze:

  1. wlasnie dzis mialem 1 odsluch i dupy mi nie urwalo

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę musiał sprawdzić, w sumie to mam 400tracków w playliście do odsłuchania, pewnie połowa szybko wyleci. Mam nadzieję, że się nie zawiode, bo recenzja obiecująca.

    OdpowiedzUsuń