czwartek, 9 grudnia 2010

Dream team. Trzeci.


Było już o baskecie, czas na futbol. Platini, Tigana, Giresse, Fernandez. Kto wie czy nie najlepsza druga linia w historii piłki nożnej? Gdyby nie oni, nie byłoby kapitalnej gry Francji u siebie na Euro 84 i Mundialu w 1986 roku w Meksyku. Byli ludzie co powiadali, że ich mecz z Brazylią w Guadalajarze był "pomnikiem dla Boga futbolu". Game of the century.


Post miał się pojawić tydzień temu, ale wiecie - brak czasu. Szkoła, praca, pisanie "na zlecenie" (btw niedokończone jeszcze), mała pomoc w tłumaczeniu wywiadu z D.I.T.C., tworzenie podsumowania roku, kolejnej pozycji klasycznej, pewnej długiej notki i paru recenzji.

O co chodzi z drużynami marzeń? Odpowiedź już w poniedziałek w okolicach godziny 1. Część czwarta i ostatnia.

9 komentarzy:

  1. czekamy, czekamy!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. uuuuuuuu, ciekaw jestem o co chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że będziesz zaskoczony :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam uważam, że to będzie wspólny blog/serwis coś w tym stylu. Czekam bardziej niż na BRD w Wigilię. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak już napisałeś o podsumowaniu, to ciekawi mnie czy nie za szybko sie pośpieszyłeś z wystawieniem Big Boiowi tytułu albumu roku ( chodzi o płytę YE) ? ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Osobiście ani YE, ani Big Boi nie nagrali dla mnie ULUBIONYCH płyt tego roku. Oczywiście mój ulubiony album nie wygra, ale czekajcie. Jeszcze ciut ponad dwa tygodnie i jedziemy z koksem.

    OdpowiedzUsuń
  7. I pewnie dawkowane będzie zestawienie, niestety nie?

    OdpowiedzUsuń
  8. czy dawkowane czy nie, wazne ze bedzie.

    OdpowiedzUsuń