No I.D., niesłusznie już trochę zapomniany producent, w filmiku poniżej opowiada o najnowszym albumie Jaya - Blueprint 3. Dowiadujemy się z niego, że m.in. pomaga Kanye Westowi nad warstwą muzyczną. Oprócz tego parę niezłych ciekawostek.
Dawno, dawno temu, zrobiłem pewne zestawienie (tu zią). Dzisiaj przyszła kolej na część drugą i ostatnią. O ile poprzednio niektóry okładki tylko w jakiś sposób przypominały dany cover amerykański (co nie znaczy, że były kopią!) i można było polemizować, to teraz przedstawiam ewidentną zrzynę. Wystarczy popatrzeć.
N.W.A. Greatest Hits i WSRH Mistrz Tu Jest Remix EP
M.O.P. First Family 4 Life i Da Blaze Pierwszy Oddech
Will Smith Big Willie Style i Mezo Słowo Ma Moc
D.I.T.C. D.I.T.C.Worldwide i Fundacja #1 Poste Restante
Więcej pomysłów nie mam. Może jeszcze na siłę bym umieścił Skandal i Dah Shinin' albo Straight Outta Compton - trochę podobne, ale to chyba jednak nie to... Jeśli macie jakieś pomysły to dajecie w komentarzu.
"Proceente wydaje we wrześniu płytę Galimatias, bezsprzecznie najlepszy album w dotychczasowej twórczości warszawskiego rapera. Na krążku swoje niepowtarzalne style zaprezentują Wujek Samo Zło, Emazet, Mały Esz, WdoWA, Numer Raz, Pablo Pavo, Frenchman, Zoo Plan oraz aktor Jan Nowicki. Pierwszym singlem zapowiadającym płytę Galimatias będzie utwór Podróż do źródeł czasu z gościnnym udziałem Jana Nowickiego. Kawałek ma również promować film Jacka Bławuta Jeszcze nie wieczór. Premiera filmu Jacka Bławuta - 15 maja. Trailer filmu można zobaczyć tutaj."
Została opublikowana tracklista Fish Outta Water - solowego dzieła Chaliego 2na. Najmocniejsze ogniwo z ekipy Jurassic 5 nie ma jeszcze swojej daty premiery, ale patrząc na listę utworów warto czekać. Gościnnie Talib Kweli i Anthony Hamilton, a producencko m.in. Cut Chemist, Jake One i Scott Storch (!).
Scott Storch?! Dziwnie to brzmi, ale to prawda. Nie wiem jaki będzie efekt końcowy, ale autor niezapomnianych klawiszy w "Still Dre" jakoś mi się nie widzi wspólnie z tuńczykiem. Trzeba jednak czekać, w końcu Chali to raper wielki - dosłownie i w przenośni.
01. Get Focused International ft. Beenie Man 02. So Crazy Lock Shit Down ft. Talib Kweli 03. Don’t Stop ft. Anthony Hamilton 04. Keep Goin’ ft. Choklate 05. Comin’ Thru 06. F.O.W. 07. Love’s Gonna Getcha 08. Righteous Way 09. When Will I See You Again ft. Elzhi 10. Guns Up ft. Damian Marley & Stephen Marley 11. Graff Time 12. Controlled Coincidence ft. Kanetic Source 13. 4 Be Be ft. Ming Xia
Dzisiaj, jak już wspomniałem w shutboxie, nie będzie kolejnego odcinka pozycji klasycznej. Pierwsza sprawa to format mojego dysku, druga to lenistwo - nie chce mi się dopieszczać tekstu pewnej grupy, której nazwa zaczyna się na "h". Tekst pojawi się naturalnie za tydzień. W ramach przeprosin macie ode mnie wideo z gigantycznym klasykiem od Jaya - "Can't Knock The Hustle" z debiutanckiego Reasonable Doubt. Na swoim najlepszym beacie Knobody, w refrenie natomiast Mary J. Blige z precyzją Nostradamusa wyrokującą słynne "Baby one day you'll be a star". Sam Jay jak na całym albumie - mistrz.
Wiosna będzie gorąca - dawno w polskim hip-hopie nie było aż tylu oczekiwanych płyt w tej porze roku. Mes, Warszafski Deszcz (choć tutaj podchodzi bardziej pod lato, ale trzymajmy się kalendarium), TeTris czy bagienko, jednak znajdujące swoich zwolenników, pokroju HG i Fundacji. Najbardziej interesujący wydaje się powrót po latach WFD i legalny debiut reprezentanta Siemiatycz.
Tet sprawił, że wiosna zamienia się w lato - już jest gorąco. A co dopiero będzie jak się ukaże Dwuznacznie? Tomasz Zubilewicz może mieć problem z określeniem właściwej aury, a winnym będzie właśnie najlepszy polski wolnostylowiec. Jest bardzo prawdopodobne, że TeTris wyda dwa maksymalnie zajebiste materiały pod rząd i jeden z nich już rządzi na słuchawkach u wielu osób. Był Proceent ze swoim T.O.A.S.T.em, był DJ Cube i jego Motyla Noga Mixtape, pora na Stick2MyNameRight - trzeci wielki polski mixtape pierwszej połowy tego roku.
Stick2MyNameRight zostało nagrane na kradzionych beatach od Statika Selektah. Producent z Bostonu jest jednym z bardziej rozchwytywanych i cenionych beatmakerów na obecnej scenie, więc poziom produkcji jest bardzo, bardzo wysoki. Brzmienie dopieścił DJ Tort - jak na prawdziwy mixtape przystało, wszystkie tracki przechodzą między sobą płynnie, cuty też stoją na odpowiednio wysokim poziomie. Gościnne występy EsDwa i Pogza też moga się podobać - mi szczególnie do gustu przypadł udział tego pierwszego.
Beaty, beatami, featy, featami, ale wierzcie mi - gospodarz tutaj rządzi. "Jedyny łańcuch jaki noszę to DNA" - linijek tego pokroju jest pełno. Trzymać wysoką formę od 2004 roku, czyli od wydania Naturalnie EP to nie lada wyczyn. TeTrisowi się to udało i kto wie czy jej apogeum nie następuje właśnie w tym momencie? Lirycznie raper zostawia resztę sceny, z małymi wyjątkami, daleko w tyle, podobnie jak skillsami od zawsze należał do topu. Bardzo mocnym punktem płyty są follow-upy: czy to amerykańskich, czy polskich - każdy utwór na płycie po części nawiązuje do swojego tytularnego odpowiednika z solowych produkcji Statika. Jeszcze ciekawiej wypadają nawiązania do polskich tracków, szczególnie kiedy Tet wyśmiewa całe zjawisko doszukiwania się ukrytych treści przez psychofanów Magika w "+ i -" oraz kiedy nawiązuje do 2cztery 7:
"Bez różnicy nawet jak w Polsce odnajdę Kalifornię, Bo słońce widuję średnio mniej więcej co dwa tygodnie, Od zmierzchu do świtu jak Quentin czy inny Rodriguez Ja blady jak brat Ali, spalony innym księżycem"
Mixtape zaostrzył mi apetyt na Dwuznacznie niesamowicie. Jeśli Tet będzie prezentował taką formę na swoim debiutanckim LP to będziemy mieli klasyczny album. A chyba wszyscy tego chcemy, nie? Prawdopodobieństwo jest spore, bo TeTris i Tort uraczyli nas jednym z najlepszych mixtapów jakie kiedykolwiek powstały w Polsce, a te można policzyć na palcach obu rąk. Etykietka klasyka - obowiązkowo.
Wczoraj została zaprezentowana okładka Relapse Eminema - jednego z najbardziej wyczekiwanych albumów tego roku. Na pierwszy rzut oka przypomina po części Paper Trail od T.I. (nawiasem, album który mnie pozytywnie zaskoczył). I tak oto mamy ułożona z pigułek, tabletek i innych dupereli twarz rapera z Detroit.
Co do moich oczekiwań na sam album - wyjdzie to wyjdzie, nie to nie, czyli mi to ryba jak to się mówi. Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem tego rapera (choć klasy mu nie odmawiam), nowe produkcje sprawdzałem ze względu na pewnego Doktorka i nie inaczej jest tym razem. Interesują mnie przede wszystkim beaty Dre. Sam Em pójdzie pewno w zapomnienie po pierwszym odsłuchu, ale kto wie? Może mnie zaskoczy jak wspomniany wcześniej T.I.? Odpowiedź na to poznam zaraz po premierze materiału - 19 maja.
W sieci pojawiło się nowe, zupełnie darmowe, czasopismo w wersji cyfrowej traktujące o hip-hopie. Magazyn nazywa się Hip-Hop Connection i jest do pobrania z tej strony.
W dzisiejszych czasach takie magazyny nie robią już jakiegoś wielkiego wrażenia, ale dobrych rzeczy nigdy za wiele. Z bieżącego numeru Hip-Hop Connection polecam lekturę "Check Out My Melody" - krótki, bo krótki, ale ciekawy felieton. Oprócz tego redaktorzy trochę skrobnęli o Doomie, Willie Isz, Charlesie Hamiltonie, Lil Waynie, Wordsmith & Inc The Poet i Mr Lifie. Raz jeszcze polecam.
Już można składać zamówienia na najnowszy album Ortegi Cartel Lavorama. Dostępny jest on w Asfalt Shopie.
"Wrodzona skromność, brak zachłanności i ciśnienia na karierę sprawił, że dopiero teraz decydują się na wydanie płyty w powszechnej dystrybucji. Lavorama jest kontynuacją próby łączenia luźnego podejścia do rapu ze ścisłą koncepcyjnością - wiekszosc nagrań od początku do końca powstawało podczas pojedynczych, spontanicznych 3dB studio jam sessions.
Ci, którzy sięgną po Ortegę na fali popularności The Jonesz nie zawiodą się. To brzmieniowe rozwinięcie stylu produkcji patr00 - z jedną znaczącą różnicą - brak jakichkolwiek ograniczeń i zasad pozwolił mu na swobodną zabawę dźwiękami, dzięki czemu na Lavoramie możemy usłyszeć pełnie jego możliwości. Wciąż dominują ciepłe klimaty stylistycznie przywodzące na myśl złotą erę rapu. Bitom nie brakuje fantazji i drapieżności, a pozorne niedopracowanie nadaje całości unikalny “brudny” charakter.
Największą siłą Ortegi jest jednak bezpretensjonalny rap. Zarówno patr00 jak i PiterPits świadomi tego, że ich rapowi daleko do doskonałości - uczynili pożytek z maksymy “ze słabości swej siłę uczyń”. Błyskotliwe, często autoironiczne teksty w krótkich treściwych formach dowodzą, że rapem wciąż można się bawić nie siląc się na tanie dowcipy. Wśród gośći : Reno, O.S.T.R. Spinache, Proceente, Daniel Drumz i Mielzky - jedni z ulubieńców patr00 i Pitera jeśli chodzi o Polską scenę hiphopową.
Oprawą graficzną jak zwykle zajmuje sie niezastąpiony 77cuts.
Lavorama będzie wydana przez Sixteen Pads Records a od dziś możecie płytę kupić w Asfalt Shopie."
Jest już trochę późno. U mnie wszyscy, łącznie ze zwierzakami - co daje trochę spokoju, już śpią. Tylko ja jak zwykle zajmuję się tym co nie trzeba. Jedynym pozytywem mojego siedzenia i udawania się uczenia na jutrzejsze kolokwium jest odsłuchiwanie po raz -enty płyty ATCQ o najgłupszym tytule świata: People's Instinctive Travels and the Paths of Rhythm. Na szczęście jej poziom artystyczny jest odwrotnie proporcjonalny do nazwy. Poniżej macie kawałek idealny na tą późną już porę, klasyczny podobnie jak cały album - "Rhythm (Devoted to the Art of Moving Butts)". Idealny przykład Złotej Ery w hip-hopie.
Już od poniedziałku będzie można zamawiać pre-ordery na Stick2MyNameRight TeTrisa i DJ Torta. Digipacki będą numerowane, zakres od 1 do 300. Dodatkowo pojawią się koszulki, 70 ściśle limitowanych sztuk. Co najciekawsze, każda podobnie jak płyta, będzie miała swój "numer seryjny" na metce.
Dawno, dawno temu, dokładnie tutaj, dałem notkę o Okolicznym Elemencie. Do dzisiaj jest mi głupio z jednego powodu, kto nie wie o co kaman, nie poczyta razem z komentarzami. Mój błąd - przyznaję bez bicia.
W końcu przedmiot sporu - Pierwsza Rozgrzewkowa EP - ukaże się w formie fizycznej. Wkrótce (podobno 30 kwietnia, ale wiadomo jak to jest z polskimi premierami) będzie do kupienia na tej stronie (na chwilę obecną sprzedają Temate z Hensonem).
Kupię na pewno, mimo że album jest co najwyżej średni z momentami. No ale w końcu to Dinale, więc z wielką chęcią postawię Pierwszą Rozgrzewkową EP zaraz obok W Strefie... A kto nie zaznajomił się z materiałem niech pobierze sobie album z tej strony.
Parę dni temu na stronie Tenisufki pojawił się darmowy mixtape od Kixnare'a. Wystarczy spojrzeć na tracklistę i rekomendacja już chyba nie jest potrzebna. Do pobrania tutaj.
Tracklista:
01. Elaquent "Tip Toes" 02. Illa J "Sounds Like Love" 03. Sawon Kawamura "Love And Sex" 04. Oddisee Ft. Med, Georgia Ann Muldrow, Big Pooh "Endure 2 Fish Remix" 05. Trek Life, Oddisee "Black Music" 06. Exile "Love Line" 07. Dela Ft. Les Nubians, John Banzai "Veuillez Veiller Sur Von Reves" 08. People Under The Stairs "People Riddim" 09. Elaquent Ft. Thesaurus Rex "12 O'clock" 10. Moka Only "Felt Before" 11. Declaime "Keep It Movin" 12. Thesaurus Rex "Lifewater" 13. Mishoo The Drumkit "All For One" 14. Shawn Jackson Ft. Ty And Kory "Soopafly" 15. Elhzi "Talking In My Sleep" 16. 88 Keys Ft. Bilal "M.I.L.F." 17. The Jonesz "Sneakers N Hills" 18. Zo! And Asylum "Timeline" 19. Dutchmassive Ft. Median, Von Pea "Betterman" 20. Black Milk "Bounce"
Kiedy Jay debiutował w 96 roku swoim Reasonable Doubt, z miejsca został okrzyknięty jednym z największych raperów. Analogicznie przedstawiała się sytuacja z samym albumem. Hegemonia w mainstreamie trwa do tej pory, chociaż zniżki formy Jiggi się zdarzały, jak w przypadku Vol. 2... Hard Knock Life, zmiany stylu na The Dynasty Roc La Familia... itd., ale w 2001 roku wszystko wróciło do normy za sprawą The Blueprint.
The Blueprint został wydany w czasie beefu z Nasem. Oponent także nie próżnował i niemalże w tym samym czasie ukazał się jego Stillmatic, więc pojedynek nabrał dodatkowych rumieńców. Na obu albumach znalazły się osławione dissy: "Takeover" Jaya, w którym przy okazji dostaje Prodigy z Mobb Deep, oraz "Ether" Nasa. Był to jeden z ostatnich prawdziwych beefów, bez zbędnych ceregieli jakie są obecnie. Kto jest królem Nowego Jorku?
"The Ruler's Back" Nasirze - władca wraca. W ten oto wymowny sposób, na podkładzie Binka, rozpoczyna się album. Jak na prawdziwego króla przystało, dobór współpracowników jest znakomity. Wokalnie wspomaga Jaya tylko Eminem w "Renegade", nie licząc chórków Kanye Westa oraz Slick Ricka, Q-Tipa i Biz Markiego w "Girls, Girls, Girls". Jak widać Jay postawił na swoją liryczną dominację i wychodzi mu to mistrzowsko. Czy to refleksje w "Song Cry", czy dissy we wspomnianym "Takeover", czy nawet lawsongi w "Heart of the City (Ain't No Love)" Jay udowadnie, że w tamtym czasie był numerem jeden w NYC. Nie ma tu miejsca na śmieszne linijki, jakie niekiedy się zdarzały na drugiej ("Money, Cash, Hoes" brrr) i trzeciej części trylogii Cartera. Jest pewność siebie znana z debiutu i rozkminy dojrzałego człowieka i niech za przykład posłuży tu chwytający za serce "Blueprint (Momma Loves Me)" i "All I Need" ponownie produkowane przez Binka. Jay rządzi Nasir.
Jay-Z jest także jednym z tych nielicznych raperów, którzy mogą mieć każdego producenta na swoim albumie. Na szóstym albumie Hovy są przygotowujący się do dzielenia i rządzenia na scenie Timbaland i Kanye West, naczelny producent Roc-A-Felli - Just Blaze, Bink - mniej znany, ale również związany z wytwórnią gospodarza, Eminem oraz zapomniani już obecnie Trackmastersi. Z wszystkich wymienionych wyróżniają się Em i Poke z Tonem. Nie chodzi tu o poziom, ale o aranż produkcji - ich, odpowiednio, "Renegade" i "Jigga That Nigga" są pozbawione samplingu oraz agresywne, co jest w zdecydowanej opozycji do pozostałych, w większości ciepłych i spokojnych beatów. Uwagę należy zwrócić na Binka, który stworzył najbardziej klimatyczne beaty, idealnie pasujące pod wrażliwą lirykę Jaya. O Kanye i Timabalandzie nie ma się co rozpisywać - mainstream wkrótce miał należeć do nich i jak wszyscy wiedzą tak się stało.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się jaki jest najlepszy rapowy album XXI wieku. Oczywiście pierwsze co przychodzi mi na myśl, to The Blueprint. Konkurencje ma mocną, m.in. Cold Vein Cannibal Ox, The Renaissance Q-Tipa, Power In Numbers Jurassic 5, ale sorry panowie, dzieło Jaya zostawia was w tyle. Godny spadkobierca Reasonable Doubt i jest to wystarczające zobowiązanie. Nieważne czy to mainstream, czy podziemie - Jay zostawił tym albumem konkurencję daleko w tyle.
Pamiętam dzień kiedy otrzymałem swój egzemplarz The Blueprint. Pierwszy raz w życiu towarzyszyły mi takie emocje, kiedy trzymałem album w ręku. Była to zima, na domiar złego płocka Komunikacja Miejska strajkowała i jeździł raptem co drugi autobus. Nie wiedziałem o tym, więc na minusowej temperaturze stałem prawie godzinę, cały czas wpatrując się w niebieskie pudełko. Przez moje ciało przewijały się ciarki i łzy niemalże zaczęły napływać do oczu. Ludzie patrzyli na mnie jak na głupiego, a ja dalej się zagłębiałem rytuale, nie zwracając uwagi na innych. I ta historia wcale nie jest śmieszna - jest prawdziwa. Właściwy moment na pokłony miał nastąpić za jakąś godzinę.
Wokale: Jay-Z, Q-Tip, Slick Rick, Biz Markie, Kanye West, Eminem.
Produkcja: Bink, Kanye West, Just Blaze, Poke and Tone, Timbaland, Eminem.
"Miło nam poinformować, że line-up Hip Hop Kemp 2009 znów się powiększył! Do Hradec Kralove zawita dość liczna ekipa, a mianowicie La Coka Nostra, w której skład wchodzą między innymi charyzmatyczni Ill Bill, Big Left oraz Slaine, a także przedstawiciele już nie funkcjonującej grupy House of Pain, czyli Everlast, Danny Boy i producent Dj Lethal. Na scenie pojawią się także czołowi reprezentanci bostońskiej sceny hip-hop, czyli Termanology oraz Reks. Będzie sie działo!"
Wcześniej zostali potwierdzenie m.in.: Lady Sovereign, Kontrafakt czy Indy & Wich. Jak widać, z każdym kolejnym newsie o line-upie jest coraz lepiej. Ciekawe kto będzie reprezentował nasz kraj na festiwalu?
Już od dzisiaj we wszystkich Empikach powinien być dostępny nowy numer Magazynu Hip-Hop. Nudząc się na kolejnym bzdurnym wykładzie z psychologii, przejrzałem z grubsza całość i przeczytałem parę wywiadów. Co jest ciekawego? No niestety, ale niewiele...
Mamy do czynienia z raptem czterema recenzjami i to wcale nie najnowszych płyt, nie licząc O.C.B. - Main Source Large Professora, Exit 13 LL'a i Grey Hairs Reksa. Oprócz tego parę felietonów i standardowo dużo wywiadów, m.in. z DJ'ami: Wichem, Creonem i Kut-O, Bleizem z Etenem, Hirkiem Wroną i PMM.
Najciekawsze jest jednak to, że pojawiła się w końcu druga część felietonu o najdziwniejszych samplach w polskim hip-hopie. Poprzednia ukazała się w 50 numerze... Oj, było czekania... Reasumując - ten numer jest średni, ale sprawdzić można.
PS. Czemu MHH jest wydawany na tak nędznym papierze? Niby jakość wysoka, ale zostają wszystkie ślady palców na ciemniejszych zdjęciach, co mnie osobiście strasznie denerwuje.
The Beautiful Struggle trochę zawiodło, ale na szczęście wszystko wróciło do normy u Taliba Kweliego wraz z premierą Eardrum - jednej z najlepszych płyt 2007 roku. Produkcja w większości największych obecnych na scenie: Hi-Teka, Kanye Westa, Pete Rocka, will.i.am'a, DJ'a Khalila i Madliba, który stworzył podkład do tego utworu. O gospodarzu nie ma się co rozpisywać - wrócił do formy prezentowanej na Quality.
Wielkie Joł zaprezentowało nowy singiel Warszafskiego Deszczu. Co ciekawe jest to kawałek promujący najnowszy album tej ekipy, który trafi do sklepów 6 czerwca! Więcej info wkrótce, będę informował na bieżąco. Patrz na niebo jak pierdolnie!
Warszafski Deszcz "Już Od '99 Płynę"
Zdjęcia: Filip Jagiełło, Konrad Lang
Montaż: Dominik Ziółkowski
muzyka: Sir Michu
słowa: WFD [Tede, Numer Raz]
W ciągu ostatnich paru dni, na stronie Reformatu pojawiły się dwie ciekawe informacje. Pierwszą dobrą wiadomością, jest wydanie reedycji Zapracowanego Obiboka Ciry. Na płycie znajdą się dodatkowo cztery utwory bonusowe, z czego jeden wyprodukowany przez Zeusa możecie sobie pobrać ze strony - bardzo dobry kawałek. Nie słyszałem wcześniej płyty, ale po Pali Się, nagranej razem z Nikonem, z wielką chęcią sprawdzę Obiboka. Więcej informacji ma zostać podanych w najbliższym czasie.
Drugą, i chyba ważniejszą, sprawą jest mixtape TeTrisa. Cena będzie wynosiła ok. 19 zł (nie podano czy razem z wysyłką) i myślę, że warto będzie nabyć ten miks w wersji fizycznej. Jakby tego było mało, to na CD będzie dodatkowo dostępny jeden bonusowy track, co tylko zwiększa wartość materiału. A dla tych, którym i to będzie miało, mogą sobie dodatkowo zamówić koszulkę ze ściśle limitowanego nakładu.
Keith Murray i Canibus nagrywają wspólny album. Tak, to nie żart - takie info przekazał Erick Sermon (na zdjęciu po prawej, z lewej Murray), który będzie także produkował album. Innymi producentami będą Bronze Nazareth i wschodząca gwiazda amerykańskiej produkcji, na chwilę obecną okryta tajemnicą.
Zapowiada się arcyciekawie - Murray i Canibus to jedni z najlepszych MC's na scenie, duet który wspólnie może dużo namieszać. Do tego dochodzi produkcja Sermona, ta do której Keith został wręcz stworzony. O Canibusa też można być spokojnym - koleś trafi w końcu z doborem beatów. Mnie ciekawi także, kto jest tym tajemniczym gościem - nic mi nie przychodzi do głowy. W pierwszej chwili myślałem, że może to być nasz O.S.T.R., ale przymiotnik "amerykański" wyrzucił ten pomysł z mojej głowy. Czyżby kolejny zajebiście się uzupełniający duet np. po Methie z Redmanem i Mos Defie z Kwelim? Na to się zapowiada.
PS. Żeby nikt się nie zdziwił jak na trackliście będzie Ostry bądź... Żurom. Keith Murray u Ostrego wypadł bardzo dobrze, podobno jara też się beatami Adama, więc możliwy jest jakiś podkład od niego. Co do Żuroma to Canibus ma występować na jego najnowszej solówce (no i w co się wpakowałeś Can?!), więc w podzięce może i Żurek jako polski "muthafuckin G" pojawi się w jakimś utworze;)
"Na potrzeby stworzonego według pomysłu Bodka Pezdy (Agressiva 69, 2-47 Records) projektu Poeci, śmietanka polskiego hip-hopu przetrząsnęła rodzimą literaturę piękną. I pokazała, że taka piękna to ona znowu nie jest, a każdy wiersz da się wyprowadzić z podręcznika. O ile zdejmie mu się kaganiec."
20 kwietnia do sprzedaży trafi album Poeci. Jest to nowy projekt WhiteHouse, w którym do beatów raperzy będą melorecytować polską poezję. Ciekawie się zapowiada. Wyobrażacie sobie Peję i "Pijaka" - balladę Jacka Kaczmarkiego? Ciężko w to uwierzyć, ale sam Rychu kiedyś w wywiadzie powiedział, że lubi czytać, słuchać Bacha etc., więc zapowiedzi tego kawałka nie można traktować z przymróżeniem oka. Oprócz Poznaniaka na albumie swoje zrobią m.in. Łona, Roszja, Sokół, DGE i Numer. Trochę więcej macie napisane na Merlinie.
Tracklista:
01. WALL-E / Poeci do publiczności - Adam Asnyk 02. LILU / Lokomotywa - Julian Tuwim 03. donGURALesko / Mochnacki - Jan Lechoń 04. L.U.C. / Znów to szuranie - Julian Tuwim 05. L.U.C / Poza rzeczywistością / Zużyte wszystko - Stanisław Ignacy Witkiewicz 06. NUMER RAZ / Świat zepsuty - Ignacy Krasicki 07. SOKÓŁ (WWO) / Niech nikt nad grobem mi nie płacze - Stanislaw Wyspiański 08. PEJA / Pijak - Jacek Kaczmarski 09. TOMASZ ANDERSEN / ROSZJA / Ballada o trąbiącym poecie - Konstanty Ildefons Gałczyński 10. TRZECI WYMIAR / Reduta Ordona - Adam Mickiewicz 11. ŁONA / Młodzieżowy zaciąg - Ryszard Danecki 12. PIH / Lubię kiedy kobieta - Kazimierz Przerwa- Tetmajer 13. FOKUS / Całujcie mnie wszyscy w dupę - Julian Tuwim 14. O.S.T.R / Krótki wiersz o Jaromirze Jagrze
Zarówno "Crampin' My Style" UGK jak i "Ignorant Shit" Jaya są niemalże w całości oparte na samplu z "Between The Sheets" The Isley Brothers. U kogo lepiej wyszło zostawiam już do Waszej oceny.
Robiąc porządki znalazłem w końcu swój obiekt kultu z dzieciństwa - swoje klocki Lego. Kiedyś w Słowie na niedzielę wspominałem o swojej miłości do tych zabawek. Dwie godziny miałem dzisiaj na dobre wyjęte z życia. Ile wspomnień wróciło! A na zdjęciu macie hip-hopowy akcent mojej dzisiejszej zajawki - DJ Lego.
Little Brother The Minstrel Show ABB Records, 2005
Przyznam, że do przypomnienia sobie tej płyty, "zachęciła" mnie okładka najnowszej płyty Mesa. TV, TV powiadasz? Tak, telewizja. Koncept albumów było, jest i będzie zawsze mnóstwo. Czy to rock, czy to hip-hop, płyty z jakąś ideą zawsze znajdą swoich zwolenników. Przoduje w tym Masta Ace, pamiętacie solowe dokonania i ostatni projekt eMC? Podobnym tropem podążyło Little Brother ze swoim drugim albumem The Minstrel Show.
Masta Ace postawił na radiowe skity, natomiast Phonte, Big Pooh i 9th Wonder wybrali telewizję. Na płycie jest firmowany ich autorski, fikcyjny oczywiście, program UBN, który trafnie obrazują zawarte na albumie skity. Nie jest ich dużo, oprócz intra i wstawek w paru kawałkach raptem dwa, ale to wystarczająco aby zbudować dobry klimat. Sam rap Pooha i Phonte stoi na dobrym poziomie, z paroma wyjątkami kiedy spisują się conajwyżej średnio. Na drugim biegunie, jawi się śpiew wspomnianej dwójki - tak śpiewających raperów ciężko jest spotkać. No ale jak może być inaczej, skoro Phonte nagrywa z Nicolayem pod szyldem Foreign Exchange i wychodzi mu to świetnie.
Raperzy raperami, ale co można powiedzieć o osobniku, który kryje się pod pseudonimem 9th Wonder? Pierwsze co się rzuca w oczy, a raczej uszy, to inspiracja Pete Rockiem i jako jeden z niewielu na obecnej scenie w jakimś tam stopniu dorównuje swojemu mistrzowi. Podkłady są ciepłe, laidbackowe, leniwe - zahaczające w dużym stopniu o jazz i soul. Co ciekawe, niektóre beaty zostały wyprodukowane we Fruity Loopsie - zmorze 99% polskich Timbalandów. Panowie, tak się robi podkłady w tym programie! "Beautiful Morning" i "Not Enough" są najlepszych na to przykładem.
Płyta w hip-hopowych magazynach zebrała świetne recenzje. Wystarczy wspomnieć o moim ulubionych RapReviews.com czy Scratch Magazine, które to przyznały maksymalne noty. Nieco gorzej album oceniło About.com, The Source i XXL z oceną ok. 90%. O tym, że Rolling Stone jest bardzo krytyczny przekonywać nie muszę - The Minstrel Show dostało zaledwie dwie i pół gwiazdki i jest to najsłabsza nota, którą udało mi się znaleźć. Ja stawiam 8 ze względu na słabsze momenty, które czsami zdarzają się w tekstach.
The Minstrel Show jest z pewnością jedną z najważniejszych hip-hopowych płyt tej dekady w Stanach Zjednoczonych. Wiele osób stwierdziło nawet, że dzięki dziełu trójki Phonte, Big Pooh i 9th Wonder mogą powrócić złote czasy dla rapu, jakie panowały kilkanaście lat temu. Z biegiem czasu okazało się, że jednak tak się nie stało, a szkoda. Raperzy na swoim drugim albumie mają do powiedzenia dużo, ale karty rozdaje tu 9th Wonder. Co tam Ewa Drzyzga, co tam Krzysiu Ibisz. Pora na UBN - U Black Niggas Network. To jest dopiero "zamach na przeciętność"!
Wokale: Rapper Big Pooh, Phonte, YahZarah, Darien Brockington, Elzhi, Joe Scudda.
Produkcja: 9th Wonder, Nicolay, Khrysis, Piano Reeves.
Sprzedaż płyt słabnie z roku na rok, to wiadomo od dawna. Rzadko się zdarza, aby artyści zupełnie darmowo i legalnie do ściągnięcia udostępnili swój album w sieci, nie licząc osobników stricte undergroundowych.
W taki sposób postąpił Del The Funky Homosapien ze swoim najnowszym albumem Funk Man (The Stimulus Package). Inicjatywa bardzo dobra, tym bardziej że możemy sobie wybrać wersję jaką chcemy posiadać. Zwykła dla mało wybrednych? Proszę bardzo, mp3 w jakości 320k. Audiofilska? No problem, jest FLAC ważący 410 mb. I tak dalej, i tak dalej. Wersji do wyboru mamy kilka.
Najmłodsze dziecko autora nieśmiertelnego I Wish My Brother George Was Here możecie pobrać z tej strony. O wrażeniach podzielę się w którejś części Słowa na niedzielę, a być może popełnię nawet recenzję, jeśli czas i chęci mi na to pozwolą.
Druga solowa płyta Mesa, najlepszego chyba obecnie rapera w Polandzie, pt. Zamach Na Przeciętność ukaże się w sobotę 25 kwietnia. Nie wiem czy sobota jest ulubionym dniem Jacka Caby - właściciela wytwórni, ale większość, jak nie wszystkie nowości, wydaje w tym dniu.
Zamach Na Przeciętność zostanie wydany w dwóch wersjach: podstawowej za 32,99 zł i specjalnej, raptem 3 zł droższej i to razem z kosztami wysyłki. Standardowa edycja zawierać będzie 18 premierowych tracków, natomiast specjalna oferuje dodatkowo drugą płytę CD, na której znajdziemy 7 dodatkowych kawałków, masterowanych przez Noona, i 2 klipy. Ekstra!
Zwróćcie uwagę, że w jednym tracku będzie na feacie Numer Raz i... ŁONA! Już jestem kupiony po maksie! Mes i Łona w jednym utworze?! Oprócz nich będą także Ero i Stasiak. Dziwi mnie trochę brak Pjusa, ale co tam - Łona jest!
Będzie west-coastowo. Większość tracków wyprodukował sam Mes, swoje dorzucili Donatan i Eten, Głośny (yeah, talkbox będzie!) i niejaki Zioło. Na drugiej CD mistrzowski remix Qcieka (szkoda, że nie ma Wallcutów...), znowu Głośny i Mes, coś od Snobego oraz zajebiste "Southside Flow (Na Odmułę)" od Jotera - tego od "Odpowiedzialności" na Eternii.
Jeszcze dzisiaj podobno będzie można składać zamówienia na płytę. W takim razie trzeba odkładać powoli 36 zł i czekać na rozpierdol.
Tracklista:
CD1
1. Cześć (intro) Produkcja: P. Szmidt, słowa: P. Szmidt 2. Ten zwykły we mnie Produkcja, muzyka: Zioło; słowa: P. Szmidt; miniskrecz na początku: Dj M-Easy 3. To już Muzyka: P. Szmidt; słowa: P. Szmidt; aranżacja: Szogun; dodatkowe wokale: Flow i Sosh; dodatkowe gitary: Riczi z Phantom Taxi Ride; bębny to zsamplowany breakbeat pocięty następnie przez Szoguna 4. Nie ten sam ziom feat. Numer Raz, Łona Muzyka: P. Szmidt; słowa: P. Szmidt, Numer Raz, Łona; dodatkowe wokale w refrenie: Monika Borzym; dodatkowe trąbki: P. Szmidt 5. Jak to !? Muzyka: P. Szmidt; słowa: P. Szmidt; aranżacja: Szogun; dodatkowe gitary pod koniec sieknął Riczi z Phantom Taxi Ride 6. Nie płaczę za nimi feat. Ero, Stasiak Muzyka, talkbox: Głośny; słowa: P. Szmidt, Ero, Stasiak. 7. Na później (skit) Muzyka: Eten; słowa: P. Szmidt; dodatkowe wokale: Monika Borzym 8. Welcome/Willkommen! Muzyka: P. Szmidt; słowa: P. Szmidt; aranżacja: Szogun; dodatkowe wokale w refrenie: Flow 9. Tribute to Hank (skit) Muzyka: P. Szmidt; słowa: C. Bukowski (fragment wywiadu); dodatkowy wokal: Flow 10. Smak życia Produkcja, muzyka: P. Szmidt (sampling + Microkorg), Święty (drum programming i aranżacja), Adam Gordon (bas); słowa: P. Szmidt; dodatkowe wokale w refrenie: Flow 11. Dwadzieścia pięć feat. K8 Produkcja, muzyka: Święty, Adam Gordon (bas); słowa: P. Szmidt; wokal w refrenie: K8 12. Kontrkultura (skit) Muzyka: P. Szmidt, słowa: P. Szmidt 13. My Muzyka: Donatan, słowa: P. Szmidt, cuty: Dj Hubson 14. Zamach na Jana K. Muzyka: P. Szmidt, słowa: P. Szmidt, aranżacja: Szogun 15. Giń, kochanie ! feat. Flow, Riczi Muzyka: P. Szmidt, słowa: P. Szmidt, Flow, dodatkowe gitary dograł Krzysztof "Riczi" Rychard z Phantom Taxi Ride 16. OiOM Muzyka: P. Szmidt w wykonaniu zespołu Stereotyp, słowa: P. Szmidt, solówki na gitarze są autorstwa Tomka Bogackiego of Stereotyp 17. Dziś nie zamierzam kochać (skit) Muzyka: P. Szmidt, słowa: P. Szmidt, na trąbce zagrał Karol Ozonek 18. Co jest warte uwagi Muzyka: P. Szmidt, Sir Michu (dodatkowe klawisze), Adam Gordon (bas), aranżacja: Święty, bębny to zsamplowany breakbeat zaaranżowany przez Świętego Mikołaja, dodatkowe trąbki: P. Szmidt
CD2 1. Widzę to podobnie feat. Emil Blef Muzyka: Głośny, słowa: P. Szmidt, Emil Blef, dodatkowe wokale w 'pararap-pap': Flow 2. Plac zbawiciela cz. 1 Produkcja, muzyka: P. Szmidt; słowa: P. Szmidt 3. Lód w sercu Muzyka: Snobe; słowa: P. Szmidt
Bonus tracks: 1. Niewiasty feat. Głośny, Jeż [2007 r.] Produkcja: Głośny; słowa: P. Szmidt, Głośny, Jeż 2. Southside flow (na odmułę!) [2007 r.] Muzyka: Joter; słowa: P. Szmidt, Ciech 3. Alkopoligamia feat. Trish [2006 r.] Muzyka: P. Szmidt; słowa: P. Szmidt; dodatkowe wokale: Trish; dodatkowe gitary: Riczi; dodatkowe gadki: O.C., Pjus, Stasiak, Pix 4. My (Qciek remix) Produkcja: Qciek; słowa: P. Szmidt
Materiały wideo: 1. "My" Reżyseria: W. Michalak; zdjęcia i montaż: T. Czernicki 2. "Jak to!?" Scenariusz i reżyseria: W. Michalak; zdjęcia: M. Majchrzak; montaż: P. Sitkiewicz; steadicam: J. Wierzbicki; kierownik planu: A. Chapońkowska. W realizacji pomogli: Polmos Lublin, Moro Sport, 69 NYC oraz Pizza z Radości 3. "Jak to!?" Making of Realizacja: T. Czernicki
Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Organizatorzy tegorocznego Open'er Festival potwierdzili występ kolejnej gwiazdy na swojej imprezie, a będzie to nie byle kto, bo sam Q-Tip! Był m.in. Jay-Z, Kanye West, Beastie Boys i Cypress Hill. Pora na lidera A Tribe Called Quest!
Jeszcze nie wiadomo jak ma sę sprawa z innymi wykonawcami hip-hopowymi, ale zapewne będzie to ktoś z Polski. Oprócz Kamaala wystąpią m.in. The Prodigy, M83, Moby i The Placebo. A odbiegając od tematu Open'era i hip-hopu, dzisiaj potwierdzony został występ Radiohead w Poznaniu. Najpierw Raekwon, teraz Radiohead - gratuluję Poznaniakom organizatorów i urzędników. Niech cała Polska bierze z nich przykład.
"Porucznik MO - Lech Ryś, sprawuje społecznie dyskretną opiekę na gromadką urwisów sprowadzając ich na dobrą drogę... Dzięki trafnym poradom, zyskuje u urwisów przydomek Wujek Dobra Rada. Oto nowy orzech dla porucznika - Tomek używa brzydkich wyrazów. Kolejny odcinek nosi tytuł Motyla noga Tomka Mazura.
- Ale nasypało, motyla noga! Już od kwadransa nie ma autobusu, kurczę pióro! - Nie do wiary! Jak można się tak brzydko wyrażać?! - A co mam mówić?! Jak mi nogi zmarzły! Motyla noga... - No cóż, widzicie, że klimat był zawsze bardziej przeciwko nam, ale to nie powód, żeby mówić brzydkie wyrazy, prawda? - Właśnie... My też mu to tłumaczymy... - Dam Wam dobrą radę. Kiedy następnym razem znów wyłączą wam ciepłą wodę, przestaną grzać kaloryfery albo stanie komunikacja i wasz kolega znów zacznie mówić brzydkie wyrazy, wiecie co zróbcie wtedy? - Coooo? - Udawajcie, że nie słyszycie co do was mówi, że nic nie słyszycie! - Hurraaaaa! To jest wspaniała rada! Pycha! Wyobrażam sobie jego minę! Święta rada wujku, bardzo dobra rada!"
Motyla noga, to już trzeci zajebisty polski mixtape w tym roku. Pierwszy był T.O.A.S.T. Proceenta i DJ Abdoola, kilka dni temu ukazał się Stick 2 My Name Right TeTrisa i DJ Torta, a teraz przyszła kolej na DJ'a Cube'a i Motyla Noga Mixtape. Pierwsza rzeczą, która wyróżnia mixtape Łodzianina od pozostałych to brak nowych zwrotek, nie licząc epizodu Zeusa. U TeTa i Proceenta, wszystkie nowe teksty zostały nagrane na kradzionych beatach od znanych producentów, natomiast tutaj mamy doczynienia z pełnokrwistym mixtapem.
Dobór wykonawców jest znakomity. Mamy przekrój przez całe Stany Zjednoczone, od Los Angeles reprezentowanych przez Jurassic 5, J Davey i Tre Hardsona, przez Chicago ujawnia swojego największego przedstawiciela - Commona, aż do największego zatrzęsienia w postaci sceny nowojorskiej. KRS-One z Marley Marlem, Digable Planets i ich klasyczny "I'm Cool Like That", trochę Native Tongues i nowości w postaci Skillza i eMC. Wszystko jest kapitalnie zmiksowane, przejścia między utworami są płynne, co jest dowodem na wielkie możliwości DJ'a Cube'a. "Travellin' Man" w oryginale Hondy było znakomite, ale to co zrobił Cube, łącząc wokal Mos Defa z podkładem z "I Shot Ya" LL'a, zachodzi na najlepszy polski blend jaki kiedykolwiek dane mi było usłyszeć. Największym smaczkiem na płycie są wstawki, pomiędzy i w trakcie trwania utworów, z polskich komedii. Zestaw raczej standardowy: Miś, Chłopaki Nie Płaczą czy Kiler. Jedno słowo tylko mi przychodzi na myśl: ZAJEBISTE!
Kwestie filmowe to niejedyny polski akcent na mixtapie. Mamy Fisza z Emade i ich "Goryla", jest Zdzisława Sośnicka dająca funkową bombę, ale najważniejszy jest Zeus ze swoją nowo nagraną zwrotką. Łodzianin wykorzystał podkład z "Jestem Tylko Dzieckiem" Ostrego i spisał się co najwyżej średnio. Oszczędność wersów czy koniec pomysłów po debiutanckim LP? Źle nie jest, ale zawsze może być dużo lepiej. Nie jest już jakimś rookie, żeby "popełniać" takie rzeczy.
"Łubudubu, łubudubu, niech żyje nam, prezes naszego klubu, niech żyje nam!" Cube - już nie nazywaj się rezydentem jakiegoś lokalu, masz szansę zostać prezesem. Chciałbym, żeby produkcje DJ'a pojawiały się częściej. Kapitalne zią.
- Znajdź dla mnie radę, wuju... - Przecież to dziecinnie proste. Włącz sobie Motyla Noga Mixtape.
PS. W recenzji wykorzystałem fragment dialogów z filmu Miś Stanisława Barei.
Od czasu do czasu, kupię sobie Newsweeka. Tak zrobiłem wczoraj rano i ku mojemu zdziwieniu, w czasopiśmie jest obszerny artykuł o polskim hip-hopie. Na niecałych pięciu stronach (minus reklama oczywiście) mamy opisaną historię kilku polskich postaci, które tworzyły tą kulturę w naszym kraju. W ten sposób jest napisane trochę o Krzysztofie Kozaku, Tede, Pei (czy tam Peji, sorry, nie wiem jak poprawnie napisać), Bolcu czy Volcie.
Poziom artykułu jest raczej przeciętny. Najlepsze moim zdaniem są paragrafy o KNT - mnóstwo ciekawych, aczkolwiek dobrze znanych rzeczy. Autor, Bartosz Janiszewski, nie popisał się za bardzo - od razu widać, że nie jest to fan rapu, a dziennikarz, który dostał polecenie napisania artykułu z góry. Sprawdzić naturalnie można, w końcu w Polsce bardzo mało jest takich artykułów w opiniotwórczych pismach.
Motyla Noga już jest. I nie chodzi tu o motylą nogę Tomka Mazura z Misia, tego ziomka co używał "wulgaryzmów" na przystanku i dzieciaki dzięki Wujkowi Dobrej Radzie postarały się zgasić go raz na zawsze. Rozchodzi się o mixtape DJ'a Cube'a.
Mamy kwiecień, a to już jest trzeci maksymalnie zajebisty mixtape, po Proceencie i TeTrisie (nie słyszałem tego od Soboty, więc sie nie wypowiadam na temat jego poziomu). W przeciwieństwie do wspomnianej dwójki, polskich rapsów jest tu jak na lekarstwo. Mamy KRS'a, Digable Planets (!), C.L. Smooth, ATCQ, Faith Evans, Mos Def Lauryn Hill, Common i m.in. nasi Zeus z Fiszem. Zajebiste blendy na czele z "Travellin' Man" na beacie z "I Shot Ya" LL'a plus przerywniki z polskich komedii. Aaa, no i mamy stary polski funk - Zdzisława Sośnicka i te sprawy. Make it funky!
Całość do pobrania tutaj, a do kupienia za marne 10 zł w tym miejscu. Recenzja albumu w najbliżych dniach, podobnie jak TeTrisa.
Jakiś czas temu, w dziesiątej części Słowa na niedzielę, dałem na sam koniec taką frazę: "Jay czy Nas, Nas czy Jay?". Minęło sporo czasu i postanowiłem skończyć ten felieton, który zalegał na moim dysku dobre 3 miesiące. Okej, przechodzę do sedna. Kto z Was nie zna Jaya bądź Nasa? Kto nie słyszał Reasonable Doubt, Illmatica, Blueprinta, Black Album czy It Was Written? Fan hip-hopu powinien znać te, i inne od nich płyty na wylot. Zarówno Jay jak i Nas to dwie niezaprzeczalne żyjące legendy rapu. Jeden i drugi w większości rankingów plasuje się w pierwszej dziesiątce najlepszych raperów wszech czasów. Zawsze jest także jedna przypadłość - to Nas jest minimalnie wyżej od Hovy. Czemu? Ciężko to wytłumaczyć. Obaj posiadają atuty o jakich 90% raperów marzy, dodatkowo sami wzajemnie się uzupełniają.
Reprezentant Queensbridge to przede wszystkim wybitny liryk - uliczny poeta, którego wersy daleko wykraczają poza kanony hip-hopu. Ziomek z Brooklynu to w większości zabawa słowem, uwielbienie łatwego życia czy bragga, jednakże zdarza mu się dość często poruszyć także ważne tematy społeczne bądź polityczne jak np. w "Minority Report", kiedy to dodawał otuchy ofiarom Huraganu Katrina. Nas stronił od polityki do czasu wydania ostatniego albumu Untitled, jednej z najlepszych pozycji ubiegłego roku, plasującej się wysoko w moim osobistym podsumowaniu 08. Powiedzcie, który raper może jawnie demonstrować swoje poglądy polityczne i nie musi się obawiać dissu ze strony konkurencji? Czasy Chucka D, Parisa czy Brand Nubian minęły już bezpowrotnie, ale na obecnej scenie, wraz z ostatnim albumem, to Nas przoduje w tej materii.
Porównanie charakterów obu postaci, wnioskuje o jedno: dwie skrajne osobistości. Jay to najlepszy ziomek w okolicy jak to pięknie kiedyś ujęła Machina, a Nas to straszny maruda, którego i tak nie sposób nie lubić. Wszyscy pamiętają jego kłótnie z innymi raperami, m.in. Cormegą co skończyło się klapą dla składu The Firm. Jedyną postacią, z którą nie miał na pieńku był chyba tylko AZ. Jaya nie można nie kochać. Kiedyś w audycji w radio wzruszył się na antenie, gdy redaktor wspomniał o zmarłej Aaliyah. A pamiętacie końcówkę teledysku do "Girls, Girls, Girls"? Wtedy to w samej końcówce Carter podaje wszystkim rękę na planie – mała naturalna rzecz, a cieszy. No i należy wspomnieć o jego bogactwie – są ludzie, których pieniądz nie zmienia. Do nich z pewnością należy Jay.
Już na Breaking Atoms Main Source, Nas został obwołany nowym Rakimem, tym, który wkrótce zasiądzie na tronie króla Nowego Jorku. Nie do końca się to spełniło, ponieważ w chwili pełnoprawnego debiutu wszyscy byli zachwyceni tekstami i umiejętnościami Nasira, lecz w tamtym czasie w NYC rządził i dzielił Notorious B.I.G., ten którego wkrótce miał zastąpić... Jay-Z. Niezły galimatias, prawda? Wszystko to się tak potoczyło, że i jeden i drugi, nazywał się władcą NYC i rozpętał się prawdopodobnie najlepszy beef wszech czasów. Nie ma tu takich komedii jak np. serwowane przez ekipę G-Unit denne filmiku. Są tu pełnokrwiste dissy, uderzające w najsłabsze punkty przeciwnika. Raperzy w końcu się pogodzili i nagrali wspólny numer na Hip-Hop Is Dead Nasa pt. "Black Republican".
A jak wyglądają plany na przyszłość obu raperów? Jay tworzy cały czas trzecią część Blueprinta. Początkowo producentem całości miał być Timbaland, ale na szczęście Jay się w porę opamiętał i powierzył pracę na beatami Kanye Westowi. Nie ma się co obawiać, że będą to ekscesy w stylu 808’s & Heartbreak – po singlach wiemy, że jest to najczystszy rap. O solowej płycie Nasa na razie cicho, trwają prace nad albumem z Damianem Marleyem. Nas ma jeden problem, z którym boryka się już od 15 lat. Przed premierą każdej nowej płyty, ludzie mają nadzieję na nowego Illmatica i nieraz jest blisko, ale to nie to... Co mogę dodać na koniec? Nie będzie zdziwieniem jeśli któryś z nich nagra jeszcze jakiegoś klasyka. W końcu tego od nich się wymaga, co nie?
Dyskografia:
Gdybym miał zabrać dyskografię jednego z tej dwójki na bezludną wyspę to wybrałbym Jaya. Nasa zajebiście lubię i cenię, Illmaticiem jaram się jak każdy, uwielbiam It Was Written, jak słyszę "One Mic" to mam ciarki na plecach itd. Dlaczego jednak Jay-Z? Pierwszy powód to Reasonable Doubt, album który uważam za największe rapowe dzieło w historii. Drugi to The Blueprint i The Black Album. Trzeci to sam Jay. Chciałbym teraz porównać wszystkie płyty Nasa i Jaya, które były nagrywane mniej więcej w tym samym czasie. Nie będzie stąd porównania np. The Blueprint 2: The Gift & The Course i Streets Disciple, choć samo się o to prosi. Are you ready? Let’s start!
Reasonable Doubt vs. Illmatic
Porównanie tych dwóch płyt to nie lada wyzwanie. Jedna i druga to istny absolut, jedne z najważniejszych dzieł nie tylko w historii hip-hopu. Obie zapisały się w annałach wszystkich najważniejszych rankingów muzycznych. Nie dość, że dwa najważniejsze magazyny rapowe: The Source i XXL przyznały jednej i drugiej maksymalne noty, co nie powinno dziwić zresztą, to podobnie postąpiły takie opiniotwórcze pisma bądź strony, takie jak Rolling Stone czy Allmusic.com. Inna ocena niż maksimum zakrawa ze strony recenzentów na kpinę. Dodać należy, że w niektórych recenzjach obie płyty nie dostały najwyższej noty, przyznano ją dopiero po jakimś czasie, przyznając się do popełnionego błędu. A co z samymi płytami? Reasonable Doubt posiada wszystko to, co powinien mieć hip-hopowy album: rap najwyższych lotów, zarówno doskonałe teksty, wolne style (wymiękam przy "Friend Or Foe") i umiejętności, genialne beaty (to tu Ski rozwinął skrzydła), kapitalne featy w osobach Notoriousa, Big Jaza czy Mary J. Blige oraz potencjał komercyjny adekwatny do artystycznego. Illmatic to przede wszystkim teksty Nasa, które stoją na jeszcze wyższym poziomie niż u Jaya i cudowne, klasyczne nowojorskie ciężkie brzmienie. Gościnnie udzielają się tylko AZ, który zwrotką i refrenem w "Life’s A Bitch" przyćmił gospodarza, Pete Rock z Q-Tip w refrenach oraz ojciec Nasira - Olu Dara. O ile debiut Jaya, z miejsca namieszał zarówno u słuchaczy jak i krytyków, to Illmatic niestety na swoją chwałę musiał troszkę poczekać. Mimo że od początku krytycy piali z zachwytu to złoto zdobył dopiero w styczniu 96 roku. Wiele osób uważa ten album za najlepszy w dziejach rapu i ciężko nie przyznać im racji. Mówię to teraz jak najbardziej obiektywnie, ponieważ jak wiecie, to debiut Jaya jest dla mnie tym "naj". A teraz jeśli ktoś znajdzie mi jakieś wady w tych albumach i postawi odpowiednie wnioski, to ma u mnie dobrego browara. Hah, zaoszczędziłem trochę kasy - zresztą, sami wiecie że nie mają wad, bo nie wyobrażam sobie, że nie znacie tych nagrań.
In My Lifetime, Vol. 1 vs. It Was Written
I jednemu, i drugiemu odbiło przy nagrywaniu następców swoich debiutanckich klasyków. Jay na debiucie już mówił o swojej miłości do pieniędzy, łatwego życia, o tym że jest najlepszy (ach, ta kwestia Mary J. Blige w "Can’t Knock The Hustle") itd. Nasowi odbiło i to kompletnie. Przy It Was Written poszedł w tą samą stronę co Hova, dodatkowo nazywając się buńczucznie Escobarem, na cześć pewnego bossa kartelu narkotykowego. Poziom obu płyt nijak ma się do debiutów, chociaż na obydwu są nawiązania do nich. U Jaya początek po prostu miażdży, pierwsze trzy kawałki spokojnie mogłyby wejść na Reasonable Doubt i nikt nie odczułby różnicy. Potem jest już tylko... bardzo dobrze. In My Lifetime, Vol. 1 zawiera także jeden z beatów wszech czasów wg Marley Marla - "Streets Is Watching" wyprodukowany przez Ski. It Was Written na pierwszy plan wysuwa "I Gave Your Power" – mistrzowski storytelling z perspektywy pistoletu Desert Eagle, wg mnie najwspanialszy lirycznie utwór jaki wyszedł spod pióra Nasira. Krótko - arcydzieło na beacie Premiera. Pozostałe kawałki są strasznie skrajne: jest cienizna ("Shootouts" czy "Suspect") jakich wiele, średniaki i ze trzy czy cztery wybitne numery. Płyta jako całość ma swój urok. Przewaga Jaya.
Vol. 2… Hard Knock Life vs. I Am...
Vol. 2… Hard Knock Life jest prawdopodobnie najsłabszą płytą Jiggi, mimo że to właśnie na niej, znajduje się jego największy hit – "Hard Knock Life". Na 14 tracków, mamy do czynienia z 5-6 naprawdę dobrymi oraz przesłabą pozostałością, w tym kompromitujący, zwłaszcza przez beat Swizz Beatza, "Money, Cash, Hoes" z DMX’em. Swego czasu, sam Jay w jednym z wywiadów stwierdził, że wstydzi się tego numeru. Materiał stricte komercyjny, zrobiony pod masowego słuchacza. Ogólnie słabo. I Am... zawiera co prawda klasyczny "Nas Is Like", ale podobnie jak u Hovy, całość jest bardzo przeciętna. Mamy drugą część "NY State Of Mind", wiele słabszą od pierwowzoru, słynny "Hate Me Now", zwłaszcza przez klip prezentujący... ukrzyżowanie rapera. Na obu płytach ciąży także piętno jednego kawałka, wspomnianego potworka Hard Knock Life oraz mega kawałka "Nas Is Like". Minimalna przewaga Nasa, ale sukces komercyjny zadecydował o remisie w tym pojedynku, w którym i jeden, i drugi powinien zostać zganiony. No i ta tragikomiczna okładka u Nasa. Nie ma co narzekać na cover Zamachu Na Przeciętność – wystarczy spojrzeć na I Am...
Vol. 3… Life And Times Of S. Carter vs. Nastradamus
Nastradamus jest bardzo słaby, niestety. Nasowi zdarzają się przebłyski geniuszu, ale jego plastikowe ucho w doborze fatalnych beatów ostatecznie pogrzebało ten nagrany w pośpiechu album. Cienkie, więc nie jest problemem dla takiego zawodnika jak Jay nagrać coś lepszego. Vol. 3… Life And Times Of S. Carter nie jest wybitny, średniak jakich wiele, które ukazywały się w tamtym czasie, ale wystarcza to w zupełności do detronizacji Nastradamusa. Średnia płyta z momentami, np. "Dope Man".
The Dynasty: Roc La Familia vs. The Lost Tapes
The Dynasty... jest początkiem zmian u Jaya, zwłaszcza brzmienia. Materiał produkowali m.in. Just Blaze czy Kanye West, więc charakter wydawnictwa może wydawać się trochę przesłodzony. Nie jest źle, jest to w miarę dobry album, ale do The Lost Tapes ma się tak samo, jak Fifty do Prodigiego z Mobb Deep. Album Nasa to zebrane numery, które zostały "skradzione" przy nagrywaniu I Am... i Nastradamusa, i ten zbiór jest lepszy o lata świetlne od wspomnianej dwójki. Wspomnieć wypada o niesamowitym utworze "Fetus", jeden z najlepszych kawałków Jonesa. Bardzo, bardzo dobry, dla niektórych nawet klasyczny album.
The Blueprint vs. Stillmatic
No i tu zaczyna się podobny problem jak przy debiutanckich albumach. Historia lubi się powtarzać, co? W dobie najprawdziwszego beefu, baa, dla niektórych pojedynku wszech czasów!, między tą dwójką, raperzy wydają jedne z najlepszych płyt XXI wieku. Zarówno The Blueprint jak i Stillmatic to masterpiece, poziomem przypominający dokonania z połowy lat 90. U Jaya nie ma słabych punktów, cała ta genialna płyta jest równa, trzynaście mistrzowskich kawałków plus dwa ukryte bonus tracki. Hova wrócił w najwspanialszym stylu. Nas zaoferował genialne "One Mic" (mój ulubiony track Nasa, zaraz po "It Ain’t Hard To Tell" i "I Gave Your Power"), "You’re Da Man" czy "Rewind", ale też jeden słabszy moment w postaci "Smokin'", którego nie ratuje nawet kolejny świetny tekst Nasa. Nie zmienia to jednak faktu, że Stillmatic jest wielką płytą, aczkolwiek trochę ustępującą The Blueprint. Na obu albumach znajdują się słynne dissy: "Takeover" i "Ether". Który lepszy? Hmm… Nie wiem, naprawdę nie potrafię tego ocenić. Warto wspomnieć, że w "Takeover" oprócz Nasa dostaje się Prodigiemu. The Blueprint – kto wie czy nie najlepszy hip-hopowy album w tej dekadzie?
The Blueprint 2: The Gift & The Course vs. God’s Son
Oczekiwania wobec następcy The Blueprint były ogromne. Niestety, Jay trochę zawiódł. Wydał album dwupłytowy, cholernie nierówny z megasinglem na pokładzie w postaci "03 Bonnie & Clyde" ze swoją towarzyszką życia Beyonce. Multum gości takich jak Rakim, Dr. Dre, Big Boi, Scarface czy M.O.P., ale także Lenny Kravitz i Sean Paul oraz zwrotka Biggiego z "Juicy", która znalazła się w "A Dream". Nas natomiast nagrał płytę bardzo osobistą, z niekonwencjonalnymi pomysłami i potworkiem jakim jest "I Can", przypominającym po części "Hard Knock Life". Dobry i równy album, z przepięknym zakończeniem w postaci "Dance" i "Heaven". Tutaj rządzi Nas, bezapelacyjnie.
The Black Album vs. Streets Disciple
Tym razem to Nas nagrał dwupłytowy album i średnio mu to wyszło. Większość materiału wyprodukowali naczelni producenci Jonesa: L.E.S. i Salaam Remi. Ciekawym zabiegiem na albumie jest postać – raperka nazwana Scarlett. Jest to sam Nas, który używa efektów modulujących głos. Pożegnalny album Jaya (na szczęście nie dotrzymał obietnicy, nieraz warto się nie wywiązywać z zapowiedzi) stoi na takim poziomie, jak przystało na jednego z najlepszych MC jakich świat widział i słyszał. Czarne arcydzieło, w przenośni i dosłownie, kolekcjonerzy wiedzą o czym mówię. No i idąc przykładem Rakima z zerową liczbą gości, nie licząc chórków. Streets Disciple zostało w tym pojedynku zmiażdżone.
Kingdom Come vs. Hip-Hop Is Dead
Wrócili! Emerytura Jaya skończona, Nas wrócił po dwóch latach milczenia. Ten pierwszy na emeryturze chyba trochę za dużo odpoczywał, więc pojawił się mały zawód. Kingdom Come jest dobrą płytą, ale wydaje się, że to już gdzieś kiedyś było, no i takich płyt wychodzi kilka rocznie. Gdyby nagrał to kto inny niż Carter, płyta by prawdopodobnie przeszła bez większego echa. Inaczej jest z panem Jonesem. Przed premierą mówił, że nagrał najlepsze zwrotki od czasów Illmatica i perfidnie nas oszukał. Gdybym poziom Hip-Hop Is Dead miał porównać do którejś z wcześniejszych płyt byłby to zapewne Stillmatic. Znakomite teksty + dobre beaty = zwycięska konfrontacja z Carterem.
American Gangster vs. Untitled
Tym razem nie było wielkiej marketingowej pompy, jaką zawsze serwował Hova przy wydawaniu nowego albumu. Trochę dziwne jak na tego pana, ale album nie zawiódł. Genialny koncept album, zainspirowany filmem o podobnym tytule. Untitled miało najpierw problemy z tytułem, a potem z dystrybucją. Jest to także najbardziej polityczny album Nasa, świetny tekstowo (do czego już Nas przyzwyczaił), niekiedy stricte komercyjny (singlowe "Hero"), a jeszcze kiedy indziej undergroundowy (otwierający album "Queens Get’s Money"). Ciężko wybrać lepszą płytę, obie są świetne, ale zwycięża Jay za koncept i klimat.
PS.
Pisząc ten felieton korzystałem z własnej wiedzy, książek i internetu. Dzięki że dotarłeś/aś do samego końca. Ulga, co?;)
Od lat trwa walka między fanami ATCQ o to, który ich album jest najlepszy. Maksymalnie przyswajalny, z Jayem Dee na pokładzie, Beats, Rhymes And Life czy najcięższy w odbiorze, ale dający najwięcej wrażeń, jazzowy Low End Theory? Debiutancki People's Instinctive Travels and the Paths of Rhythm czy może najbardziej "hip-hopowy" Midnight Marauders? Ostatni, The Love Movement, raczej nie ma nic do powiedzenia przy poprzednikach, choć wielkiej klasy nie można mu odmówić.
"Electric Relaxation" było drugim singlem promującym Midnight Marauders - trzeci w kolejności LP Q-Tipa i spółki. Co tu dużo gadać, klasa sama w sobie, podobnie jak cały album. Jeden z utworów wszech czasów z mistrzowskim klipem. No i te ujęcia z taksówki Mostu Brooklyńskiego... Dobra, Q-Tip jak zwykle kozak i Phife w życiowej formie. Zapraszam do oglądania. I nikt chyba nie ma wątpliwości jaki jest mój ulubiony album ATCQ;)
Na początku tego roku, w USA toczyły się dwa skrajne beefy. Pierwszy, czysto marketingowy ze słabymi kawałkami i żenującymi filmikami toczący się pomiędzy 50 Centem, a Rick Rossem, do którego dołączyło się parę innych osób. Trochę w cieniu stał ten "prawdziwy" pojedynek - Saigon kontra Joe Budden. Ten pierwszy od lat elektryzuje fanów czekających na pełnoprawne LP, wydając po drodze dobre mixtapy, drugi jest natomiast jednym z najlepszych mainstreamowych raperów i zarazem jednym z najbardziej niedocenionych. Poziom dissów nagrywanych przez obu panów stał na bardzo wysokim poziomie z apogeum w postaci "Letter To Saigon" Buddena. Atmosferę podkręca jeszcze bardziej fakt, że oboje w mniej więcej tym samym czasie wydali swoje najnowsze projekty i co ciekawe, oba dla Amalgam Digital.
Co jakiś czas robi się jednak głośno o Buddenie. Od wydania w 2003 roku debiutanckiego self-titled albumu, raper uraczył fanów dobrze przyjętymi mixtapami z serii Mood Music. Mamy 2009 i jest drugi LP - Padded Room. Czy warto było czekać? Jak najbardziej! Ci co znają twórczość reprezentanta New Jersey, wiedzą o czym mówię. Rap Buddena jest mocny lirycznie okraszony dobrymi skillsami i trochę denerwującym głosem, który po pewnym czasie przestaje wkurzać. Konwencja nie jest najwazniejsza - czy to storytelling, banger czy bragga, raper wypada świetnie. Już sama okładka mówi wiele - teksty będą oscylować wokół emocji i tak jest. Kapitalnie wypadają utwory, w których MC opisuje swój strach, wizje i omamy. Ten krążek jest bardziej liryczny od poprzednika i za to należy się ogromny plus.
Zawsze gorzej było u Buddena z beatami. Nie inaczej jest tym razem. Postawienie na nieco mniej znanych producentów okazało się chybionym pomysłem. Dziwne, że człowiek z takim potencjałem "musi" mieć podkłady od tak przeciętnych producentów. Wśród 13 produkcji warto zwrócić uwagę na te dwie: "Happy Holidays" oraz "Pray for Me". Pierwszy joint a'la ostatni Lil Wayne - niesamowicie wpadający w ucho ze świetnym pozytywnym refrenem. Trochę inaczej ma się sprawa z "Pray for Me". Tutaj moi drodzy mamy doczynienia z jednym z kawałków roku. Genialny Budden na równie wspaniałym, mrocznym i hipnotyzującym beacie wykraczającym grubo ponad normę.
Na świecie jest mnóstwo raperów, którzy nie odnieśli sukcesu adekwatnego do poziomu ich twórczości. Jednym z takich jest Joe Budden - reprezentant New Jersey. Nie wiem czy Padded Room pomoże mu zdobyciu większego szacunku, prawdopodobnie nie. Może czas się zgłosić do bardziej renomowanych producentów? Może byśmy wtedy mieli jakiegoś klasyka od tego MC? Najnowsze dzieło rapera nie jest złą płytą. Trzyma dobry poziom, ale takich płyt ukazuje się przecież dziesiątki na rynku. Polecam sprawdzić i zwrócić uwagę na gospodarza - wtedy się nie zawiedziecie na pewno. A może by tak jakaś wersja acapella idąc śladem Jaya?
Wokale: Joe Budden, The Game, Dominic, Drew Hudson, Junkyard Gang, Emanny.
"Z przyjemnością informujemy, że w przyszłym tygodniu będą dostępne materialne wersje albumu. Płytki w eleganckich jednołamowych digipackach z prostą, ale nie prostacką szatą graficzną i zupełnie inną okładką, autorstwa uznanego już Lisa Kuli, można zacząć zamawiać już dzisiaj.
Jak to zrobić? Wystarczy wysłać zamówienie na adres: mardigrastomy@gmail.com z informacją o ilości zamówionych sztuk i swoimi danymi adresowymi. Następnie po otrzymaniu maila zwrotnego wpłacić 10 zł (w przypadku jednej sztuki) + 6 zł za koszt wysyłki, na podany w mailu numer konta i cierpliwie czekać.
W przypadku zamówienia większej ilości sztuk, cena digipacka pozostaje niezmienna czyli, jeśli ktoś zamówi np. 3 egzemplarze, płaci 30 zł + koszt wysyłki (który raczej pozostanie w wysokości 6 zł).
Zamówione płytki będą wysyłane na bieżąco więc, nie powinno być opóźnień.
Warto się spieszyć, bo nakład to 200 sztuk z czego do sprzedaży pójdzie ok. 170.
Płyty będzie można też nabyć w warszawskim sklepie SideOne, który jest oficjalnym patronem wydawnictwa.
Oprócz tego płytę można nadal ściągać z różnych internetowych źródeł."
Gdyby nie ziom Halicki, pewno bym to przeoczył... Ja mu dziękuję, Wy też to zróbcie. Fajny album, za małą kasę - czego chcieć więcej?
Kolejne gwiazdy na koncertach w Polsce. 28 maja na poznańskich juwenaliach wystąpi członek Wu-Tang Clanu - Raekwon. Jakby tego było mało, to we wrześniu w Warszawie na festiwalu Orange Warsaw Festival zagra kolektyw N.E.R.D. I teraz najważniejsze - wstęp na obie imprezy jest darmowy! Obejrzeć za darmo Raekwona - bezcenne. Z każdym rokiem, coraz to atrakcyjniejsi artyści zaglądają do Polski, brawo!
Ja jestem ciekaw kto będzie grał na płockich juwenaliach. W tamtym roku mieliśmy dwa genialne występu reprezentantów Asfaltu: Ostrego i Łony ("lewa strona pozdrawia Łonę" - cisza, "prawa Ojca Rydzyka" - hałas; Płocczanie powinni to pamiętać;). Dobra, skoro Poznań ma kogoś z Wu, to ja chce w Płocku przedstawiciela Hit Squadu - może Redman, może Keith Murray. Albo nie, dajcie mi kogoś z Quannum Projects! Gift Of Gab albo Shadow! Ooo, tak chcę, a co! Pomarzyć zawsze można, ale znając życie to zobaczę jakiś indiewacków z radia Eska...
"Okładka to realizacja mojej, bynajmniej nie alkoholowej, wizji. Manekiny, ubrane w najmodniejsze, przestylizowane kreacje symbolizują wszystko, co mierzi mnie w ludziach. Co dokładnie ? Cóż, lepiej jeśli o tym posłuchacie. W numerach takich, jak 'Welcome/Willkommen' czy 'Smak życia' nie zostawiam miejsca na domysły.
Smsowy konkurs, którego stawką jest życie uśmiechniętych, żądnych sławy za wszelką cenę bohaterów. Prezenter osobiście wykonujący wyrok - na razie to skrajność, ale kto wie dokąd zmierza rynsztokowy szołbiznes ?
Sesję zrealizowaliśmy w prawdziwym studiu TV. Świadomie zrezygnowaliśmy z nakładania jakichś telewizyjnych filtrów - po prostu zrobiliśmy zdjęcie analogowego odbiornika wyświetlającego front."
Mi tam średnio się ta okładka podoba. Jakaś taka "sztuczna", jak te manekiny...
Kiedyś pisałem o swoich ulubionych solowych albumach z kręgu D.I.T.C. (konkretnie tutaj). Postanowiłem zaprezentować Wam 5 moich ulubionych płyt, tym razem od ludzi związanych z Wu-Tang Clanem. Losy tej ekipy potoczyły się różnie. Legendarny debiutancki album, różny poziom następnych wspólnych dzieł i mnóstwo solowych klasyków i gniotów. RZA został jednym z najlepszych producentów w historii, a Ol', Meth, Ghostface, GZA i Raekwon jednymi z lepszych MC's. Działo się u nich, działo, ale to historie już na inne notki.
Bardzo blisko mojej listy był Ol' Dirty Bastard ze swoim debiutanckim Return To The 36 Chambers: The Dirty Version. Ostatecznie postawiłem na Method Mana i jego Tical. Aż trzy płyty w całości produkował założyciel i "naczelny" Wu - RZA. Jestem ciekaw czy ktoś z Was ma swoją ulubioną piątkę spod znaczka Wu, jesli tak niech zaprezentuje w komentarzu. A tak się prezentuje moje topfajf:
5. Method Man Tical
Debiutancki album Method Mana jest zarazem jednym z największych komercyjnych sukcesów w historii całej grupy. Mocno przejarany album, z kapitalnym początkiem. Aha, no i jeszcze ten hit z Mary J. Blige "All I Need".
4. Raekwon Only Built 4 Cuban Linx...
Mafijne życie nie jest łatwe, a wiem to dzięki książkom takim jak Dziad Henryka Niewiadomskiego, Ojciec Chrzestny Mario Puzo i Skarżyłem Się Grobowi Andrzeja Zielińskiego vel Słowika. Do tego dochodzą różne filmy z Chłopcami Z Ferajny czy Dawno Temu W Ameryce na czele (no i Ojciec Chrzestny, ale książka lepsza zią). Jakby jeszcze tego było mało to polecam Only Biult 4 Cuban Linx... - gangsterski koncept album Raekwona z Ghostfacem na połowie tracków.
3. Ghostface Killah More Fish
Na chwilę obecną Ghostface jest najbardziej szanowanym i rozchwytywanym raperem Wu-Tang Clanu. Mnóstwo gościnnych występów, co chwila wydawanie nowej solówki itd. Co można powiedzieć o More Fish? Jest to można powiedzieć suplement do Fishscale: trochę odrzutów, trochę niepublikowanych kawałków no i "Josephine" pochodzące z Hi-Teknology 2: The Chip Hi-Teka. Jak na taki ambaras poziom ultrawysoki.
2. Ghostface Killah Fishscale
Nie będę zbyt odkrywczy, jeśli napiszę że jest to jeden z najlepszych rapowych materiałów XXI wieku. To już wystarcza za samą rekomendację. Ghostface w życiowej formie na najlepszych beatach od MF Dooma, Pete Rocka, Just Blaze'a, J Dilli czy nawet Lewisa Parkera. Zaraz, zaraz! A gdzie jest RZA?! Ano nie ma. No i nawet ten specyficzny klimat bez niego został utrzymany.
1. GZA/Genius Liquid Swords
"If you are Living In The World Today, remember to read the Labels when entering the Cold World of Killah Hills 10304. Investigative Reports state that the Duel Of The Iron Mic took place in the 4th Chamber. And it was the infamous Shadowboxin' technique that lured MC's into the razor sharp blades of solid Gold, Liquid Swords. Feel the wrath of the Hell's Wind Staff and learn the Basic Instructions Before Leaving Earth is to explain the Unexplained. And to those who scream keep it real and yo god, I Gotcha Back, kill the fraudelent and honor the code of the lyrical Swordsman."
Zwycięzca mógł być tylko jeden. GZA i jego drugi album Liquid Swords. Tekst powyżej pochodzi z tylnej okładki albumu. Wytłuszczone frazy są tytułami utworów. Cała ta historyjka tworzy jedną, spójną całość i dużo mówi o zawartości Liquid Swords. W moim osobistym rankingu, ten album plasuje się wyżej od debiutu całego Wu-Tangu - Enter The Wu-Tang: 36 Chambers. Płyta genialna od początku, aż po sam koniec zwieńczony autorskim utworem "B.I.B.L.E. (Basic Instructions Before Leaving Earth)" duetu Killah Priest - 4th Disciple. Arcydzieło.