sobota, 4 kwietnia 2009

AZ - Doe Or Die


AZ
Doe Or Die
EMI, 1995








Tydzień temu opisywałem debiutancki album Nasa. Dzisiaj postanowiłem przypomnieć o "bratanku" Illmatica, mianowicie Doe Or Die. Anthony Cruz, czyli AZ, jest jednym z najbardziej niedocenionych raperów jakich świat kiedykolwiek usłyszał. Czemu tak jest, nikt nie potrafi racjonalnie odpowiedzieć. Umiejętności i teksty zawsze u niego stały na najwyższym poziomie. A może to przez jedno, małe "ale" - chłopak ma plastikowe ucho w doborze beatów. Podobnie rzecz się miała kiedyś z Nasem, pamiętacie potworka w postaci Nastradamusa z gwoździem do trumny w postaci fatalnego "Some of Us Have Angels"? Płyta nagrana na szybko, bez konceptu, na siłę. Analogiczna sytuacja jest z AZ, z tą różnicą, że takich Nastradamusów ma on trochę więcej w swojej dyskografii, oprócz opisywanego dzisiaj dzieła.

AZ swoją zwrotką w "Life's A Bitch" pokazał na co go stać. Z całym szacunkiem dla Nasa, ale to Andre wzniósł tamten kawałek na wyżyny, z absolutnym szczytem jakim jest refren. Podobnie jest na Doe Or Die - AZ jest raperem kompletnym. Nic mu nie brakuje, nawet Nas wygląda przy nim blado w "Gimme Yours" i "Mo Money, Mo Murder, Mo Homicide". Jest to także jedna z ważniejszych i pierwszych płyt, które definiują gatunek mafioso rap. Jak sama nazwa wskazuje, teksty oscylują wokół gangsterskiego życia: pieniądze, narkotyki, kobiety, luksus. Dla nas, Polaków, jest to tematyka mocno abstrakcyjna, kompletnie nie odzwierciedlająca codziennego życia w naszym kraju, ale zapewniam - słucha się tego przednio z prostego powodu. AZ nie nudzi. Ma dużo do powiedzenia i robi to z wielką klasą okraszoną uliczną poezją.

Minusem można nazwać gościnne występy. O ile na Nasie można polegać zawsze, to już gorzej jest z tymi mniej znanymi: Ericą Scott, Miss Jonesem, Amarem i Barshamem. Ani śpiew, ani rapsy nie dostosowują się do mistrzowskiego poziomu gospodarza. Szkoda.

No okej, a co można powiedzieć o beatach? Kwintesencja Nowego Jorku z lekką domieszką południowych dźwięków. Podobnie jak Nas, AZ postawił w większości na sprawdzonym ludzi: Pete Rock, Buckwild, Dr. Period, L.E.S., Ski i N.O. Joe. Ten ostatni potwierdził swoje wielkie możliwości tworząc jedyny southowy track "Doe Or Die" z kapitalnym, a jakże!, refrenem. W większości podkłady zostały zdominowane przez jazz i brudne, mroczne sample, które są domeną Perioda i Buckwilda. Pete Rock dał dwa spokojne i leniwie płynące podkłady, Amar szalony "We Can't Win" i zmysłowy "I Feel for You". Te produkcje, które wymieniłem zdecydowanie się wyróżniają. Pozostałe w niczym im nie ustępują, tworzą jeden, spójny i mroczny klimat.

Jak widać ciągłe porównania z Nasem nasuwają się same - pora teraz na to najważniejsze. Czy Doe Or Die jest drugim Illmaticiem? Odpowiedź jest krótka i jednoznaczna - nie. Album można uważać za jego kontynuację, ale porównania z dziełem Nasa są nie na miejscu. Illmatic jest jeden jedyny, mało jest płyt które mogą się z nim równać. Etykietkę "klasyk" nakleja na ten album każdy, kto go usłyszał. Debiut AZ należy do płyt wielkich, ale niestety już trochę zapomnianych.

Wokale:
AZ, Nas, Pete Rock, Erica Scott, Miss Jones, Amar, Barsham.

Produkcja:
AZ, Lunatic Mind, Loose, Pete Rock, Buckwild, Amar, L.E.S., DR Period, N.O. Joe, Ski.

Ocena: 8 / 10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz