
Common
Be
G.O.O.D., 2005
Zdecydowana większość fanów na pytanie o swoją ulubioną płytę Commona wybiera zawsze albo Like Water For Chocolate, albo Be. Ja również mam problem z wyborem - uwielbiam obie te produkcje. Nawet Resurrection nie potrafiło mnie zaczarować tak samo jak albumy chicagowskiego rapera z odpowiednio 2000 i 2005 roku. Co one mają w sobie takiego? Tekstowo zawsze jest na wysokim poziomie, ale muzyka na nich zawarta jest czymś więcej niż zwykłymi hip-hopowymi podkładami. W Like Water For Chocolate niemalże za całość odpowiadał J Dilla, swoje dołożyli także Premier i Qestlove, Be to dzieło Kanye Westa i... J Dilli. Dzisiaj zajmiemy się tym drugim longplayem. Kto wie czy nie jest to najlepszy hip-hopowy album 2005 roku?
Powierzenie roli głównego producenta przez Commona dla Kanye Westa było strzałem w dziesiątkę. Chicago ziom, Chicago! West w 2005 roku zajmował się dwoma projektami naraz: swoim Late Registration (tutaj trochę o tym pisałem) oraz właśnie Be. Oba albumy pod względem produkcji są do siebie bardzo podobne - wykorzystane zostały te same patenty - mnóstwo soulu i jazzu oraz sampling jaki uwielbiam. Jest to oczywiście plusem, bo Kanye w formie z połowy tej dekady jest absolutnym mistrzem i kto tu się nie zgadza po prostu nie ma prawa się nazywać fanem rapu. Czy to refleksyjny, z przyspieszonymi wokalami, "Testify", czy to "Go!" z mainstreamowym hookiem, czy kontrabasowy opener w postaci "Be (Intro)" - każdy dosłwonie podkład miażdży swoi pięknem. Instrumentalna wersja albumu jest zapewne niemniej klasyczna niż pełnoprawne LP, czyli coś to znaczy. No ale w końcu to Kanye West - najważniejszy producent ostatnich lat w branży.
Jeśli chodzi o samego Commona to już sama okładka wskazuje na geniusz rapera z Chicago. Geniusz przypominający swoją prostotą np. Ready To Die. Na Be powrócił taki Common jakiego wszyscy lubią. Nie ma tu miejsca na eksperymenty jak na Electric Circus. Jest romantycznie w "Testify" i "Love Is...", jest zabawnie w "Go!, jest refleksyjnie w "Real People" i "Chi-City". Raper wznosi się na wyżyny swoich i tak już wielkich możliwości lirycznych właśnie na tym albumie. O ile Like Water For Chocolate w tej kwesti, rzadko bo rzadko, ale czasami nudziło, tutaj nie ma ani jednego zbędnego wersu. Perfekcja w każdej niemalże sekundzie. Jedyne do czego się można przyczepić to brak jakiejkolwiek politycznej wzmianki na szerszą skalę jak np. "Communism" na Resurrection.
Tym albumem Common i Kanye tylko potwierdzili, że są jednym idealnym organizmem. Dali na to przykład także na Late Registration, gdzie Common dał popis w "My Way Home". Kolejnym dowodem na chemię panującą między nimi niech będzie następny wspólny LP Finding Forever - płyta trochę ustępująca poprzednikowi i bez etykiety klasyka. Potem każdy poszedł w swoją stronę. Kanye West ukończył szkolną trylogię świetnym Graduation, następnie zabawił się auto-tunem na 808's & Heartbreak. Jeszcze odważniej postąpił Common wydając elektroniczny Universal Mind Control na beatach Neptunesów. Jemu akurat nie wyszła ta zmiana na dobre, album został średnio przyjęty i pozostaje mieć nadzieję, że duet z Chicago znowu będzie razem nagrywał.
Wokale:
Common, Kanye West, The Last Poets, John Mayer, Bilal, John Legend, Luna E, Lonnie "Pops" Lynn, The Kids.
Produkcja:
Kanye West, J Dilla, James Poyser, Karriem Riggins.
Ocena: 9 / 10
Jedna z moich ulubionych płyt 4 ever!
OdpowiedzUsuńbe jest świetne, fajna recka, powinniśmy się umówić że ja będe pisał artykuły w tygodniu, a Ty w weekendy ^^
OdpowiedzUsuńNo ja też powinienem napisać coś dłuższego, ale nie mam zbytnio czasu ostatnio i chęci. Grunt, że pomysły są.
OdpowiedzUsuńFenomenalna płyta. Heh, właśnie słucham "Like..." ;)
OdpowiedzUsuńod pierwszego odsłuchu się zakochałem. i posiadam oczywiście w oryginale :)
OdpowiedzUsuńLike Water for Chocolate < Be